sobota, 1 listopada 2014

And I said what about Breakfast at Tiffany's? Czyli Książka Szósta

Autor: Truman Capote
Tutuł: Śniadanie u Tiffany'ego
Rok wydania: 1958
Liczba stron: 138
Wspominałam może, że lubię Audrey?

Dzisiaj będzie miło. Nie będę się wyzłośliwiać, nie będę ciskać gromami, nawet zminimalizuję natężenie sarkazmu. A to dlatego, że dzisiejszy wpis jest o noweli, którą  trudno zakupić bez okładki ze szczerzącą się Audrey Hepburn. Pewnie nie wykażę się indywidualizmem, jeśli powiem, że Królową Audrey uwielbiam (o czym wie każdy, kto chociaż raz był w moim pokoju). I dobrze wiem, że wszystko, co chociaż w pośredni sposób związane jest z Audrey składa się z równej ilości tęczy, uroczego akcentu i czekolady Galaxy.

Holly nie równa się Audrey. Warto o tym pamiętać.
link do ilustracji

"Śniadanie u Tiffany'ego" jest jednak jak kwiecień, Sandra Bullock i zespół T.Love- ciepłe, przyjemne, ogólnie uznawane i lubiane, ale jednak nie wzbudzające skrajnych emocji, czy to w stronę negatywną czy pozytywną. (Znacie kogoś, kogo ulubionym zespołem jest T.Love a ulubioną aktorką Sandra Bullock? No właśnie).

Jak na książkę ze śniadaniem w tytule,
zdecydowanie za mało miejsca poświęca się w niej samemu jedzeniu.
ilustracja stąd
Główną bohaterką powieści, a jednocześnie jej najjaśniejszym punktem jest  Holly Golightly- młoda, niesamowicie piękna dziewczyna, z którą narrator zaprzyjaźnia się w roku 1943. Sam narrator ma na imię... no właśnie jak? (Holly mówi na niego Fred, ale to nie jest jego prawdziwe imię) i jest sąsiadem gwiazdy powieści. Bezimienny narrator zajmuje się pisaniem opowiadań. Holly zajmuje się bywaniem, byciem adorowaną i otrzymywaniem pięćdziesięciu dolarów za każdym razem jak chce iść do toalety. Oraz odwiedzaniem salonu jubilerskiego, tytułowego Tiffany'ego. Dla Holly jest to oaza spokoju, miejsce, które koi nerwy i obietnica czegoś lepszego. Rozumiem doskonale co czuje, ja tak mam podobne odczucia związane ze sklepem ze słodyczami. Ogólnie biedna Holly poszukuje takiego miejsca, które działałoby na nią jak Tiffany i nie zamykałoby się o godzinie 18.00. Bo bądźmy szczerzy sklepy jubilerskie, cukiernie i Abercrombie & Fitch są namiastkami raju, ale zamieszkać się w nich raczej się nie da. (Gdyby się dało pisałabym do was zza stosu idealnie ułożonych koszulek polo pilnowanych przez półnagich greckich bogów)

Nie ma melonika. Ale jest kapelusz. I klatka. Klatka jest metaforą.
Kapelusz jest kapeluszem.
link
Notka wydawnicza mojej kopii noweli głosi dumnie, że zarówno "Śniadanie..." jak i pozostałe trzy opowiadania znajdujące się w książce mają wspólny motyw jakim jest MIŁOŚĆ. Przeczytałam wszystkie cztery i mam do powiedzenia tylko jedno: HUH?
Nie jest to wpis o pozostałych trzech opowiadaniach (w tym jednym o więźniu, który zbiega z więzienia), ale MIŁOŚĆ nie jest motywem przewodnim, żadnego z opowiadań. Jest nim wolność i poszukiwanie lepszego świata. Jest to tak oczywiste jak to, że Polska nie zostanie mistrzem świata w piłce nożnej. Myślę, że nawet czytając tę książkę od tyłu, do góry nogami i przy akompaniamencie górniczo-hutniczo orkiestry dętej da się to zauważyć. Jednak wolność nie zachęca ludzi do kupna powieści jak MIŁOŚĆ i Audrey Hepburn na okładce.


Wreszcie jakiś kot na moim blogu.
Blog bez kotów to przecież porażka.


Chyba znowu za mocno oddałam się dygresji, powinnam pisać o samej książce, a nie notce wydawniczej... Truman Capote pisze prosto, zdania biegną od punktu A do punktu B linią prostą, omijając niebezpieczne pułapki porównań, metafor i nader wyszukanych epitetów. Nie wkłada w usta narratora głębokich przemyśleń metafizycznych i filozoficznych. Nie próbuje nam wmówić, że posiada wszystkie odpowiedzi. Pisze o osobach prawdziwych, zagubionych, szukających szczęścia i swojego miejsca na Ziemi. Lubię książki o takich ludziach, sprawiają, że lepiej się czuję z tym, że jeszcze nic w swoim życiu nie osiągnęłam (i pewnie już nie osiągnę).

Ta okładka wygrywa internety. Serio.
link
Moim skromnym zdaniem, największym wrogiem takiej książki jak "Śniadanie u Tiffany'ego" jest właśnie ekranizacja. To pewnie z powodu filmu przyklejono jej etykietę KSIĄŻKA O MIŁOŚCI. A przecież między nią a Nie-Frankiem jest jedynie przyjaźń. Żadnych pocałunków, żadnych powłóczystych wspomnień i westchnień przy blasku księżyca, żadnego napięcia seksualnego. Powszechnie uważa się nawet, że narrator (jak i sam Capote) jest homoseksualnej orientacji. Czyli UWAGA SPOILER! jeśli widzieliście film i liczycie na ostatni rozdział pełen deszczu, poszukiwań bezimiennego kota (co z tym brakiem imion Truman?) i pocałunków miążdżacych wargi to... idźcie szukać fanficów, bo nowela wam tego nie zapewni.
Mnie osobiście to cieszy, wystarczająco dużo mamy książek o miłości, odchodzeniu razem w stronę zachodzącego słońca i życiu długo i szczęśliwie. Dobrze, że "Śniadanie u Tiffany'ego" jest czymś nieco mniej ckliwym, bardziej realistycznym i nietuzinkowym

jest też druga. Tego samego autora.
Wybaczcie musiałam

Przeczytajcie, pokochajcie całkowicie pokręconą Holly, a potem możecie obejrzeć film. Jest piękny, ma w sobie Audrey Hepburn i grę na ukulele. Filmy z grą na ukulele zawsze warto obejrzeć. Zawsze.

A ten filmowy plakat to już ikona.

Koniec wpisu=cytaty:
  • Ale nie można oddawać serca dzikim stworzeniom: im bardziej się je kocha, tym silniejsze się stają. Mają siłę, żeby uciec do lasu. Albo polecieć na drzewo. A wreszcie wzlatują pod niebo. I tak to się kończy, panie Bell. Jeżeli pokocha pan dzikie stworzenie, już zawsze będzie się pan wpatrywał w niebo.
  •  - Czwartek! - Wstała- Mój Boże (...) to takie makabryczne (...)
    - Co jest makabrycznego w czwartku?
    - Nic. Poza tym, że nigdy nie pamiętam, kiedy nadchodzi
  • Nie chcę mieć niczego na własność, dopóki nie znajdę takiego miejsca, w którym będę wiedzieć, że ja i rzeczy należymy do siebie. Na razie nie za bardzo wiem, gdzie to jest. Ale wiem, jak to jest.
  • Lepiej patrzeć w niebo, niż w nim mieszkać. Tak tam pusto i nijako. Po prostu kraina, gdzie toczą się grzmoty i wszystko znika.
  • Ja się nie przyzwyczajam. Nigdy i do niczego. Kiedy się przyzwyczajasz, to jakbyś umierał.
Zauważyliście, że coś z tymi czwartkami faktycznie musi być nie tak?

Pozdrawiam
Panna M. - w podróży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz