poniedziałek, 3 listopada 2014

Głupota w czasach głupoty, czyli książka numer osiem

Autor: Gabriel García Márquez
Tytuł: Miłość w czasach zarazy
Rok wydania: 1985
Liczba stron: 494

A miało być tak pięknie...
dałam się zwieść romantycznej okładce mojej książki.
Na skali nominalnej Rozważna/Romantyczna większość moich krewnych i znajomych bez zastanowienia umieści mnie w rubryczce romantyczki. I prawdopodobnie będą mieli rację, potrafię bez końca oglądać Casablancę, Pamiętnik, czy Masz wiadomość, uwielbiam romanse i naiwnie wierzę w miłość po grobową deskę. "Miłość w czasach zarazy" opowiada o miłości, która trwała ponad 50 lat. O mężczyźnie, który na swoją wybrankę czekał jak dumnie głosi okładka 51 lat, 9 miesięcy i 4 dni. Powinnam więc być wzruszona i poruszona. Zamiast tego jestem jedynie obruszona, oburzona i lekko obrzydzona. Dlaczego? Powodów jest kilka.
Po pierwsze i najważniejsze- chociaż faktycznie lubię miłosne historie, to muszą one jednak dotyczyć miłości mądrej. Bo miłość, moim zdaniem dzieli się na miłość mądrą, która sprawia, że czynimy mądre rzeczy (jak dorastanie emocjonalne, wyzbywanie się egoizmu, zmienianie się na lepsze) i miłość głupią, która sprawia, że czynimy rzeczy totalnie głupie (jak na przykład obżeranie się kwiatkami, których zapach przypomina nam ukochaną osobę. I zwracanie owych wonnych kwiatów naturze przy pomocy chlustających wymiotów, jak to uczynił główny bohater "Miłości w czasach zarazy"). Domyślacie się więc, że powieść Marqueza traktuje o tym mniej lubianym przeze mnie rodzaju miłości. Ale nawet nazywanie ją miłością głupią jest niedopowiedzeniem. To jest uczucie tak kosmicznie, totalnie, skretyniałe, że chyba trzeba postawić mu pomnik. Pomnik większy od betonowego Chrystusa.

W tej książce za dużo było miłości a za mało zarazy.
Oj jaka bym była szczęśliwa, gdyby główny bohater padł na pierwszej stronie.
link
Zacznijmy od początku. Mamy tu klasyczny trójkąt miłosny, którego wierzchołki stanowią: kolumbijski Werter, pożeracz kwiatów, kochający jedną, ruchający wszystkie Florentino Ariza; obiekt jego westchnień, istota idealna, anioł na ziemi, piękna, wdzięczna, oblubienica rącza jak gazela Fermina Daza oraz jej małżonek doktor Juvenal Urbino, miłośnik zapachu własnego moczu i fan gadającej papugi, która go w końcu zabije (ok, doprowadzi do jego śmierci, ale "zabije" brzmi dużo lepiej). W tym miejscu dodam, że Doktor Urbino jest jedyną osobą, która powstrzymała mnie od rzucenia książką w przestworza niczym Bradley Cooper w "Poradniku pozytywnego myślenia".
Miłość od pierwszego wejrzenia to miłość prawdziwa.
Ja osobiście przeżywam taką miłość przynajmniej raz w tygodniu.
Trwa 50 sekund, a nie 50 lat, ale kto by liczył?
Taka ze mnie romantyczka.
link
Nasz główny bohater, ten niepoprawny romantyk, męczennik w imię uczucia, Don Kichot miłości, cierpiący jak Chrystus, spotyka Ferminę i oczywiście niczym karaibski Romeo zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. Miłość ta charakteryzuje się u niego gorączką, zzielenieniem, drgawkami i innymi objawami choroby zakaźnej. Innymi symptomami miłości jest obsesja, stalkowanie i całkowity zanik czynności mózgu niezwiązanych z pisaniem listów miłosnych. (Nie żartuję, główny bohater nie jest w stanie napisać depeszy służbowej bez zamieniania jej w liryczny poemat). Oczywiście gorące uczucie do Tej Jedynej nie przeszkadza naszemu Don Juanowi w uprawianiu seksu z każdą "ptaszyną", która mu się nawinie. W ciągu półwiecza przerżnął on chyba połowę Kolumbijek. (662. zostały upamiętnione jako ważne w zeszyciku, ale była też niezliczona ilość "mniej ważnych"). Wszystko w oczekiwaniu na śmierć wybranka ukochanej.

Piękna i z papugą. Czegóż chcieć więcej?
obrazek stąd
To jest kolejny problem jaki przekreśla w moich oczach głównego bohatera. Ten chory człowiek nie rozumie, że nie znaczy nie. Dobrze, w czasach nastoletnich Fermina nawet była jego zalotom dość przychylna, odpisywała mu na listy, a nawet podarowała mu swój świeżo ścięty, jak kwiaty w wazonie, warkocz. Jednak szybko się ogarnęła i powiedziała mu (parafrazując): sorry ziomek, odwidziało mi się, zejdź mi z oczu. Normalny nastolatek po takiej odpowiedzi już dawno by sobie odpuścił. A Florentino? Florentino tylko płacze, użala się nad sobą i czeka aż będą razem. Czeka 50 lat ignorując, ślub Ferminy, jedną ciążę, drugą ciążę, menopauzę. Bo miłość cierpliwa jest, łaskawa jest i tak dalej. A ja tylko przewracałam oczami, aż się w głowie kręciło.

Papuga-morderca jest jedną z jaśniejszych gwiazd powieści.

To jeszcze nie koniec wad powieści, Marqueza. Powieści, która jest napisana tak pięknym językiem, tak cudownymi zdaniami pełnymi poetyckiej fantazji, że aż się chce płakać nad tematyką. Siedziałam podkreślałam urokliwe porównania i pisałam na marginesie: Pięknie Pan Pisze, ale dlaczego o takich głupotach?!

Z cyklu: jak okładka ma się do książki?
Nijak oczywiście, nijak.
Gwóźdź do trumny pojawił się późno, ale jak już się pojawił to wbił się tak mocno, że aż na wylot. Otóż wspominałam o podbojach seksualnych naszego amanta. Amant nie przebiera, rucha wszystko, żonate, wdowy, grube, chude, uciekinierki z zakładu psychiatrycznego, ssające smoczki podczas orgazmu, wszystkie. Jedna z jego ofiar, zostaje zamordowana przez swojego męża, któremu chyba się nie spodobało, że przyprawiła mu rogi. Na inną (swoją służącą) amant rzuca się nagle zza rogu, zapładnia zanim ta orientuje się co się dzieje i odprawia. Czytając to zalewała mnie krew, ale płynęłam dalej przez ten mizoginistyczny potok bzdur. Utonęłam, gdy pojawiła się jego ostatnia zdobycz. Zdobycz, która nie tylko jest z nim daleko spokrewniona, ale ma również 14 lat. CZTERNAŚCIE!!!! Podczas, gdy nasz lowelas od siedmiu boleści ma ich 76. SIEDEMDZIESIĄT SZEŚĆ! Jedno słowo, dziewięć liter: PEDOFILIA. Przeżyję wszystko, ale pedozboka w roli romantycznego bohatera nie. Nie i już. Tupię nóżką. Wygrażam piąstką. Rozdzieram szaty. Liberum veto. Panie Marquez, czy Pan się dobrze czuje?! Oczywiście jak się można domyślać, Florentino za swoją wierność zostaje nagrodzony względami podstarzałej już Ferminy. A jego czternastoletnia zdobycz? Popełnia samobójstwo oczywiście. Uroczo.
Przesłanie książki: "można kochać wiele kobiet, nie zdradzając żadnej z nich."
Myślę, że te kobiety mogą mieć inne zdanie.
link
Podsumowując mój dość chaotyczny pewnie wpis- Ta książka jest ulubioną książką Teda i jego żony z "Jak poznałem waszą matkę". Ted jest romantykiem. Ja w teorii też. Ale najwyraźniej jego romantyczna dusza pozwala pięknie napisanej książce, usprawiedliwiać gwałty i pedofilskie zakusy. Moja romantyczna dusza czytając takie rzeczy ma ochotę zacząć chodzić na czterech łapach i zostać kotem, bo ludzie są totalnie beznadziejni.
Ponawiam moje pytanie: Pięknie Pan Pisze Panie Marquez, ale dlaczego takie głupoty?!
Jest też film. Wiernego inaczej gra Bardem.
Ale chyba podziękuję.
Na koniec cytaty:
  • Jedynym bólem jaki przeraża mnie w śmierci, jest to, że można umrzeć nie z miłości.
  •  Ciekawość jest jedną z wielu pułapek miłości. 
  •  W życiu publicznym trzeba nauczyć się panować nad strachem, w życiu małżeńskim trzeba nauczyć się panować nad wstrętem.
  • Ludzie, których kochamy, powinni umierać razem ze swoimi rzeczami.
  •  To niewiarygodne, jak można czuć się szczęśliwą przez tyle lat, mimo tylu kłótni, tylu upierdliwości i tak naprawdę, kurwa, nie wiedzieć, czy to miłość czy nie

Z(a)rażona głupotą,
M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz