Tytuł: Zapach cedru
Rok wydania: 1996
Liczba stron: 558
Taka ładna okładka... czuję się oszukana. A Świat Książki powinien się ogarnąć z tłumaczeniem, korekcją i edycją. Tako rzecze ja, M, właścicielka tej książki. |
Większość z was pewnie nie słyszała o tej książce. Być może dlatego, że jest stosunkowo nowa, być może dlatego, że pisarka jest Kanadyjką, a być może dlatego, że "Zapach cedru" nie jest książką w żaden sposób przełomową, nowatorską ani nawet wyjątkową. Ot, taka pseudo saga rodzinna traktująca o wzlotach (rzadkich) i upadkach (częstych) rodziny Piperów. Brzmi fascynująco, czyż nie? Ja sama omal dzisiaj nie utonęłam w wannie z powodu porywającej fabuły. Autentycznie i totalnie mnie uśpiła lepiej niż obrady sejmu i mleko z miodem.
Do tej książki nie znalazłam żadnych ilustracji. Pewnie wszyscy ilustratorzy zapadli przez nią w śpiączkę. |
Historia (osadzona na początku XX wieku) opowiada o Jakubie Piperze (tak imiona zostały w miarę możliwości przetłumaczone, co doprowadzało mnie do szału, szczególnie, że czasami Jakub przeistaczał się magicznie w Jamesa bez żadnego powodu i bez uprzedzenia). Jakub Piper stroiciel fortepianów spotyka Materię Mahmoud, lat trzynaście , natychmiastowo się w niej zakochuje, ona w nim też, śpiewają "Miłość stanęła w drzwiaaaach" uciekają razem, biorą ślub.
Czytając jak Materia wyznaje mu z marszu miłość przeprowadziłam z nią w myślach rozmowę Kristoffa i Anny z "Frozen". Serio, dziewczyno masz TRZYNAŚCIE lat poznałaś ziomeczka DZISIAJ i już chcesz z nim brać ślub. Jasne ma ładne włosy, sama doskonale wiem jak ważne u mężczyzny są walory estetyczne jego owłosienia (szczególnie w rejonie mózgoczaszki), ale nie wpisałabym ich w rubryczkę "Dobre powody do zawarcia związku małżeńskiego przed dwudziestym rokiem życia".
Jednak Materia zupełnie zignorowała moje nawoływania i argumenty i wzięła ślub z Jakubem, co doprowadziło do tego, że pomstowałam na nią przez pierwsze 50 stron książki. Przez następne 500 pomstowałam na jej męża, który o dziwo! okazał się być koszmarnym palantem, który szybko otrząsnął się z miłosnych złudzeń i pojął, że jego żona jest "brązową, grubą, krową". Oczywiście jednak najpierw ją zapłodnił. Urodziła im się córka Katarzyna, istota niezwykła, obdarzona anielskim głosem i równie anielską urodą. Jak się domyślamy ojciec z miejsca zakochał się w córce. I przez zakochał mam na myśli wszystkie możliwe zastosowania tego słowa. Tak właśnie tak, powracamy do mojego UKOCHANEGO wątku miłego i uroczego jak jednorożce, pedofilio-kazirodztwa. Tutaj jest to jednak (przynajmniej na początku książki) bardzo rozmyte, rozwodnione i delikatne. Prócz Katarzyny, Jakub ma jeszcze dwie żywe córki- Mercedes i Franciszkę oraz jedną martwą- Lilię. Później ich rodzina się rozrośnie jeszcze o żywą Lilię i martwego Ambrożego, ale nie chcę wam za mocno spoilerować w razie gdybyście jednak zechcieli się sami zmierzyć z przepastną paszczą rodzinnej dramy Piperów.
Jednak Materia zupełnie zignorowała moje nawoływania i argumenty i wzięła ślub z Jakubem, co doprowadziło do tego, że pomstowałam na nią przez pierwsze 50 stron książki. Przez następne 500 pomstowałam na jej męża, który o dziwo! okazał się być koszmarnym palantem, który szybko otrząsnął się z miłosnych złudzeń i pojął, że jego żona jest "brązową, grubą, krową". Oczywiście jednak najpierw ją zapłodnił. Urodziła im się córka Katarzyna, istota niezwykła, obdarzona anielskim głosem i równie anielską urodą. Jak się domyślamy ojciec z miejsca zakochał się w córce. I przez zakochał mam na myśli wszystkie możliwe zastosowania tego słowa. Tak właśnie tak, powracamy do mojego UKOCHANEGO wątku miłego i uroczego jak jednorożce, pedofilio-kazirodztwa. Tutaj jest to jednak (przynajmniej na początku książki) bardzo rozmyte, rozwodnione i delikatne. Prócz Katarzyny, Jakub ma jeszcze dwie żywe córki- Mercedes i Franciszkę oraz jedną martwą- Lilię. Później ich rodzina się rozrośnie jeszcze o żywą Lilię i martwego Ambrożego, ale nie chcę wam za mocno spoilerować w razie gdybyście jednak zechcieli się sami zmierzyć z przepastną paszczą rodzinnej dramy Piperów.
Och gdyby w książce był Kristoff! Byłaby ona nieporównywalnie bardziej ciekawa. (I o około 400 stron krótsza...) |
W tej książce trudno mi było odnaleźć "ulubionego" bohatera. Przez moment podobała mi się porównywana do "Jo" z "Małych Kobietek" Franciszka, jednak jej natura była zbyt podła i powykręcana żebym była w stanie jej kibicować. Mercedes miała w sobie mniej osobowości niż moje różowe martensy, a Żywa Lilia była cukierkowato idealna do tego stopnia, że Mercedes ubzdurała sobie, że dziewczynka jest albo święta albo opętana, nikt "normalny" bowiem nie może być tak DOBRY. W końcu po ponad czterystu stronach narodzin, śmierci i narodzin nastąpił super plottwist i odnalazłam moją ulubioną bohaterkę, którą została wyżej już wspomniana córka Jakuba- Katarzyna. Szkoda jednak, że polubienie kogokolwiek zajęło mi prawie pół tysiąca stron. To powiedziawszy, uważam, że właśnie te końcowe fragmenty książki, gdzie mamy do czynienia z pamiętnikiem Katarzyny, przedstawiającym jej życie w Nowym Jorku (życie, które doprowadziło do katastrofy) są jednym powodem dla którego warto w ogóle sięgnąć po tę książkę.
Tak bardzo nie rozumiem tej okładki. Dlaczego taki font? Dlaczego taki kadr? Dlaczego modelka ma na sobie współczesne ubranie???? |
Nie mówię, że książka nie ma innych walorów, miejscami proza jest napisana bardzo zgrabnie, duża koncentracja na egzotycznych smakach i zapachach nadaje powieści pewnej aury tajemniczości, magiczności. Szczególnie tytułowy "Zapach cedru" (wena twórcza tłumacza, gdyż oryginalny tytuł to "Fall on your Knees", ale spoko) przewija się dość mocno i łaskocze wyobraźnię. Jednak te motywy są tylko wątłą podporą topornej konstrukcji rodzinnej kroniki głupich decyzji. Autentycznie przypominało mi to trochę scenariusz opery mydlanej cofnięty o wiek do tyłu. Były nieślubne ciąże, poronienia, adopcje, romanse, śluby, prostytucja, zaginieni członkowie rodziny, tajemni kochankowie, wydziedziczanie, zaniki pamięci, czyli wszystko co możemy znaleźć w "Modzie na sukces" (która ku mojej rozpaczy znika z anteny, nie wiem co ja nieszczęsna teraz pocznę).
Tutaj mamy klif nad który bohaterki przychodziły pomyśleć. Niestety żadna nie pomyślała sobie, aby się z niego rzucić i zakończyć moje (i ich) cierpienia. |
W książce jedna z bohaterek hardo pracuje nad drzewem genealogicznym. Tak sobie je wyobrażałam. Niewiele się myliłam. |
- Obraz jej matki i sióstr starł się od pieszczot niczym kostka mydła: nieustannie wywoływany powoli bladł, wreszcie zniknął na dobre.
- Był nikim, nie był nawet człowiekiem, tylko rozgwieżdżoną nocą.
- Małżeństwo to pułapka lilipucie. Wielka pułapka na raki
- To dobrze- mówiła bez końca splatając nici i tworząc z nich materiał na wymyślny błazeński kostium.
niedoszła topielica,
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz