czwartek, 13 listopada 2014

Tak jak malował Pan Chagall, czyli Książka numer Dwanaście.

Autor: Jonathan Safran Foer
Tytuł: Wszystko jest iluminacją
Rok wydania: 2002
Liczba stron: 437
Wolałabym mieć tę książkę w wersji angielskiej.
Nie tylko dlatego, że ma lepszą okładkę.

Piszę mocno przytłoczona rzeczywistością i nawałem obowiązków, jaki na mnie nagle spadł, uszkadzając mi większość kończyn i śledzionę. Osobiście uważam, że czas powinien się zatrzymywać dopóki nie skończę czytać książki, ale niestety prawa fizyki mają inne zdanie, phew.
Zagubiony Amerykanin na Ukrainie.
To o tym powinien śpiewać Sting.
link
"Wszystko jest iluminacją", czyli nasza książka dnia nie jest książką wybitną w ten wyniosły sposób, w jaki wybitne są książki powszechnie uznawane za przełomowe i ambitne. Otwierając ją nie mamy w uszach Dziewiątej Symfonii Beethovena, a anielski chór jakoś nie śpieszy się aby zstąpić z nieba.. Nie znaczy to, że nie jest to książka wybitna. Wybitności nie można jej odmówić. Jest wybitna w ten sam sposób w jaki wybitny jest Odlot Disneya, zdjęcie przedstawiające bezzębną parę staruszków albo sukienka z secondhandu. Czyli, jeżeli jesteście tak sentymentalni jak ja- będziecie płakać.
Bromance jakich mało. Ale niestety nie OTP.
link
Powieść składa się z trzech przeplatających się ze sobą części- pierwszą stanowią listy pisane przez Aleksa, młodego Ukraińca do Jonathana Safrana Foera, drugą część stanowi utrzymana w takim samym stylu (o którym wspomnę później) opowieść tegoż Aleksa streszczająca pobyt Jonathana Safrana Foera na Ukrainie (lub jak kazałaby mi powiedzieć moja profesor od Psychologii Środowiskowej, w Ukrainie), trzecią część stanowi powieść jaką Jonathan Safran Foer pisze o swoich przodkach. Powieść, którą wysyła Aleksowi. Tutaj narracja jest już całkowicie zwyczajna i powszechnie uważana za normalną. Co w takim razie jest "nienormalnego" w pozostałych dwóch?
Otóż narrator. Nie mówię, że narrator jest nienormalny, wśród plejady gwiazd narracji ostatnich Książek Dnia Aleks świeci jasnym światłem klarowności psychicznej. Ma tylko drobny problem z doborem słów. A to głównie dlatego, że Aleks jest Ukraińcem, piszącym w języku, który najprawdopodobniej miał być angielskim. Miał być, bowiem Aleks tak zna się na języku langłidż, jak ja znam się na równaniach kwadratowych- coś tam było gdzieś kiedyś mi do łba tłuczone, ale szybko się skurczyło, aby ustąpić miejsca rzeczom tak ważnym jak imiona wszystkich Kardashianów (Kris, Rob, Khloe, Kourtney, Kim). Dzięki temu Aleks konstruuje takie zdania, takie niezamierzone perełki, że aż chce się z nich robić nadruki na koszulki. Użycie narratora z defektem jest obusiecznym mieczem. Owszem wyróżnia tę książkę z miliona innych, dostarcza masę rozrywki, ale czasami powoduje u czytelnika morze frustracji, która wylewała się ze mnie w postaci trzech słów: PISZŻE PO LUDZKU! Czytanie tej książki jest trochę jak słuchanie wypowiedzi Czesława Mozila, miło przez dwadzieścia minut, ale czterogodzinny monolog doprowadza na skraj szaleństwa. Dlatego jako przyszły psycholog zalecam odpowiednie dawkowanie sobie wypowiedzi Saszy.
Zapomniałam wspomnieć, że jest to trochę książka drogi.
Więc wspominam- jest to trochę książka drogi.
link
Sama fabuła jest dość prosta- Jonathan Safran Foer, Amerykanin żydowskiego pochodzenia przylatuje na Ukrainę, aby odnaleźć Augustynę, kobietę, która rzekomo uratowała jego dziadka w czasie wojny. (Swoją drogą ja zawsze mam problem z książkami, w których występuje fikcyjna wersja autora. Sztuka imitująca życie imitujące sztukę, to dla mnie za wysoki poziom abstrakcji. No chyba, że chodzi o Chmielewską. Ale Chmielewska jest królową świata). W poszukiwaniach pomagają mu: Aleks- tłumacz ledwie mówiący po angielsku (czyli nasz wyżej wspomniany narrator), Dziadek Aleksa, Aleks- "niewidomy" szofer oraz moja ulubienica- suczka imieniem Sammy Davies Junior Junior, która jest kompletnie popaprana. Jednocześnie przez fabułę przeplata się powieść pisana przez Jonathana Safrana Foera o jego przodkach zamieszkujących żydowski sztetl zwany Trachimbrodem. Jak się można domyślać biedny Amerykanin kompletnie nie jest przystosowany do wizyty na Ukrainie- boi się psów, nie jada mięsa, jest przyzwyczajony do wygód i problemów pierwszego świata (mentalność typu: ale jak to ktoś chce mnie okraść?). To zderzenie dwóch kultur Amerykańsko-Żydowskiej i Ukraińsko-Rosyjskiej jest równie absurdalne jak "Kocia Kołyska" i "Autostopem przez galaktykę". Czyli jak się już domyślacie byłam cała w skowronkach i podkreślałam co trzecie zdanie.
Tak w ogóle to zapomniałam wspomnieć, że z książki
dowiedziałam się, że nic tak kobiet nie podnieca
jak niesprawna, niedorozwinięta, prawa ręka u mężczyzny.
Okej.
link

Jednak pomimo komediowych wątków, nie jest to książka lekka, omijająca trudne tematy. Nie. To przecież książka, która cała skąpana jest w cieniu Holokaustu, nie da się więc w niej uciec od tematu poczucia winy, traumy kulturowej, historii. Autor jednak stawia im czoło w dość popularny ostatnio sposób mierzenia się z paraliżującymi nas sprawami, z ranami które chociaż bardzo chcą, nie mogą się zabliźnić. Jego sposobem na konfrontacje z tym co go boli jest brak dosłowności, przy jednoczesnym zachowaniu dosłowności, jest naszpikowanie humorem przy jednoczesnym krytykowaniu go, jest wybaczanie przy jednoczesnym przypominaniu o winie. Taka polityka środka, balansowanie na dwóch przekreślających się wzajemnie liniach argumentacji. I może paradoksalnie jest to sposób najlepszy. Nie wiem, nie mi oceniać, ja tu tylko czytam książki.
Jest też wersja filmowa. Jonathana gra
 Frodo "Wiecznie-w-podróży" Baggins... to znaczy
Elijah Wood .

Zrobiło się smutno, więc wrzucę kilka cudownie pięknych cytatów poligloty Aleksa i innych perełek z książki:
  • Brod odkryła sześćset trzynaście rodzajów smutku, a każdy był jedyną w swoim rodzaju, odrębną emocją, nie bardziej podobną do któregokolwiek spośród pozostałych smutków niż do gniewu, ekstazy, poczucia winy, czy bezsilności.  Był zatem Smutek Lustrzany. Smutek Udomowionych Ptaków. (...) Smutek Humoru. Smutek Miłości Bez Ujścia.
  • Zaobserwowałem, że gieroju zstępują z twarzy małe rzeczułki i chciałem położyć mu rękę na twarz, żeby mu być architekturą. 
  • To tylko Sammy Davies Junior, Junior. Zawsze dostaje strasznej pierdliwości w aucie, bo ono nie ma amortyzatory ani zastrzały, ale jeżeli otworzymy okno ona wyskoczy, a jest nam potrzebna jako Suka Przewodnia, dla naszego ślepego szofera, który jest zarazem mój Dziadek. Czego jeszcze nie wyrozumiasz?
  • Sztuka powstaje jako efekt udanej próby stworzenia dzieła sztuki.
  • (To ty masz duchy?)|
    (No jasne, że mam duchy)
    (A jakie są twoje duchy?)
    (Są po wewnętrznej stronie moich powiek)
    (To tam, gdzie i moje zamieszkują)
    (To ty masz duchy?)|
    (No jasne, że mam duchy)
    (Przecież z ciebie jeszcze dziecko)
    (Żadne dziecko)
    (Ale przecież nie zaznałeś miłości)
    (To właśnie są moje duchy, przestrzenie pośród miłości)\
Tytuł wpisu jest tytułem piosenki, która idealnie pasuje do książki. Google it.

Niewinnie,
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz