wtorek, 18 listopada 2014

Miłość jako śmiertelna choroba, czyli Książka Numer Piętnaście

Autor: Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł: Cierpienia młodego Wertera
Rok wydania: 1774
Liczba stron: 136
Zapłaciłam za tę książkę 6 złotych, to o 5 za dużo.

W swoim życiu dane było mi przeczytać kilka książek, które były dla mnie torturą. Książek, których lektura przyprawiała mnie o tak nieprzyjemne doznania, że otrzymawszy wybór wolałabym a)Depilować sobie nogi używając pęsety b)Zostać twarzą kampanii wyborczej Nowej Prawicy a nawet c)Wytatuować sobie I <3 Justin Bieber na ramieniu. Niestety istota wyższa pisząca scenariusz mojego życia czerpie chorą przyjemność z torturowania mnie i jakimś cudem znajduje sposoby, abym owe masakryczne książki musiała przeczytać jeszcze raz. Tak było na przykład z "Pinokiem"- obiecałam sobie, że nigdy więcej go nie przeczytam, a tu na jednej z kolonii (ach czasy wyjazdów na kolonie pełne upokorzeń i prób dostosowania się do innych!) zostałam oddelegowana do czytania tego gniota na głos chłopczykowi, który bał się zasnąć bez rodziców. Na szczęście "Pinokia" nie ma na liście, sprawdziłam trzy razy, zanim podjęłam się wyzwania. Jest za to kolejny z literackich koszmarów M.- "Cierpienia Młodego Wertera".
Moja reakcja, gdy dowiedziałam się, że muszę
to jeszcze raz przeczytać.

Pamiętam doskonale jaką katorgą była dla mnie lektura tej powieści w drugiej bodajże klasie licealnej.  Powodów jak to zwykle bywa jest wiele- na przykład nie jestem fanką powieści epistolarnych. Nie lubię tego stylu prowadzenia narracji, wydaje mi się sztuczny i pozbawiony niuansów prawdziwej, nawet pierwszoosobowej narracji. Chyba jedyną książką składającą się z listów, która mi się podobała był "Tajemniczy Opiekun" (na liście go nie ma, ale polecam). "Cierpienia Młodego Wertera" do wyjątków nie należą. Są raczej idealnym przykładem obrazującym moje zarzuty- pełne niepotrzebnych apostrof, a może nawet inwokacji, niepełnych opisów sytuacji, niedomówień ugh... nic dziwnego, że sztuka pisania listów umarła śmiercią naturalną, ja też bym umarła, gdybym dostawała takie elaboraty pocztą.
O jejku, jakże lepsza byłaby ta książka, gdyby głównym
bohaterem był kot!
link
Jednak najgorszym grzechem i źródłem moich Cierpień jest postać samego Młodego Wertera. Czyste Chryste, ileż można jęczeć?! Jasne rozumiem mechanizm użalania się nad sobą, sama często i gęsto uskuteczniam tę praktykę, ale gdzieś są granice! I Werter przekroczył je tak mocno, że chyba nawet teleskopem tej granicy nie dostrzeże. Opuścił Kraj Wiecznych Narzekaczy i przeniósł się do Republiki Użalających Się Nad Sobą, Mających Obsesję Na Punkcie Kobiety, Którą Ledwo Znają, Zaburzonych Emocjonalnie Nieudaczników. Populacja: On i Główny Bohater "Miłości w Czasach Zarazy". Ale nawet w tym nowym kraju przyznano mu palmę pierwszeństwa i koronowano na Królową Dram. Bo z Wertera jest największa Drama Queen w historii literatury. Gdybym piła shota za każdym razem, gdy ogromne łzy leje nie pisałabym teraz tego wpisu, tylko siedziała na Izbie Wytrzeźwień. I ta jego egzaltacja! I pseudointelektualne wywody! Nie ma nic gorszego. Wolę osoby o intelektualnych potrzebach i elokwencji Trybsona z Warsaw Shore niż taką kabotyńską bufonadę. Moim ulubionym fragmentem była jego reakcja na ścięcie dwóch orzechów. Jasne ja jestem bardzo proeko, kiedyś chciałam wstąpić do Greenpeace i ratować małe foki, pandy i delfinki, ale nie miałam nigdy żądzy mordu skierowanej na osobę, która ścięła dwa drzewa. A Werter miał. Werter, które z jakiegoś powodu w tej książce kochają wszyscy. WSZYSCY od pachołków po książęta, od dzieci po starców, od Morza po Tatry.... (jest jeden wyjątek w postaci posła, ale to polityk był, więc jasne, że zakała społeczeństwa).
Nie wiem do końca, o co chodzi w tej ilustracji,
ale jestem na tak.

Ogólnie, jak już wspominałam w innym wpisie, nienawidzę głupiej miłości. A miłość, która doprowadza cię do samobójstwa jest głupią miłością. I taka rada dla Werteropodobnych- jeśli chcecie poderwać dziewczynę, powinniście unikać padania na kolana i wypłakiwania sobie oczu za każdym razem, gdy obiekt waszych westchnień otworzy usta. Pijcie jakąś meliskę albo co. Na miejscu Szarloty zmieniłabym nazwisko i przeprowadziła się na ten koniec świata, gdzie emo nieudacznicy nie mają wstępu. Bo Werter jest nieudacznikiem, to wypraszany z przyjęć, wciąż pobierający pieniądze od własnej matki, niespełniony artysta. Na litość boską on nawet nie potrafi się porządnie zabić. Kto po strzale w głowę umiera przez 12 godzin?! Chyba tylko i wyłącznie Werter. Myślę, że kula zabłądziła w grubej warstwie urojeń i pół dnia znalazło jej odnalezienie mózgu, który wyraźnie skurczył się pod wpływem miłości. Bo najwyraźniej miłość to taki pasożyt, który żywi się naszymi szarymi komórkami.
Smutny Werter jest smutny. I tak przez 120 stron.
link
Ja wiem, że jestem zgorzkniałą starą panną, która ciepłe uczucia żywi jedynie w stosunku do kotów i czasami pizzy na cienkim cieście. Ale dlaczego, dlaczego ta książka zdobyła sobie tylu fanów, że aż mówi się o werteromanii? Ja wiem, że Goethe raczej miał zamiar skrytykować postawę głównego bohatera, ale pierwsi czytelnicy chyba nie do końca zrozumieli jego pierwotny zamiar. Naprawdę rozważam zmianę gatunku na na przykład kucyka pony. One nie mają takich problemów.
Jak widać jedynym sposobem na opuszczenie tzw. friendzone, jest
przestrzelenie sobie głowy.

Na koniec jak zawsze, cytaty:
  • Nie możesz niczym bardziej przysłużyć się swym przyjaciołom, jak tym, że nie popsujesz im ich radości, owszem, powiększysz ją, biorąc w niej udział.
  •  Czymże jest, Wilhelmie, sercom naszym świat bez miłości? Tym zapewne, czym byłaby bez światła latarnia magiczna. Ledwo wstawisz w nią lampkę, natomiast jawią się na białej ścianie barwne obrazy! A choćby były one tylko przelotnymi złudami, to jednak są nam szczęściem, stoimy jak młodziki i z zachwytem patrzymy na to cudowne zjawisko.
  •  Będę używał teraźniejszości i niech się stanie przeszłością, co minęło
  •  Najszczęśliwsi są ci, którzy, podobnie dzieciom, żyją z dnia na dzień, włóczą za sobą lalkę, rozbierają ją i z wielkim szacunkiem skradają się koło szuflady, w której mama zamknęła łakocie, a gdy wreszcie dostaną, czego pragną, zjadają to z pełnymi usty i wołają: Jeszcze! – To są najszczęśliwsze istoty
  •  Biada temu, kto drwi z chorego, poszukującego istotnego źródła zła, kto uświadamia go i przez to zwiększa jego chorobę i życie czyni mu boleśniejszym jeszcze; kto urąga biednemu sercu jego, dążącemu pielgrzymką do Świętego Grobu, by uciszyć wyrzuty sumienia swego i uleczyć cierpienia swoje
Żegnam,
Młoda Cierpiętnica,
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz