Tytuł: Proces
Rok wydania: 1925
Liczba stron: 144
Wydawnictwo GREG powraca, tym razem w towarzystwie cichego bohatera tego wpisu. |
Kolejna pieśń przeszłości w postaci lektury obowiązkowej z czasów liceum!
Kiedy byłam małym dzieckiem tkwiłam w twardym przekonaniu, że rozgryzłam zagadkę przestępczości. Otóż zbrodni dokonywały jedynie osoby o jednoliterowych nazwiskach. Niestety żaden policjant nie był zainteresowany moim odkryciem, przełom w kryminalistyce nie nastąpił, a ulice nadal nie są bezpieczne. Jednak w świecie nakreślonym przez Kafkę ktoś usłyszał moje dziecięce nawoływania i Józef K. za to beknął.
Na tej ilustracji Józef K. wydaje się być winny. Winny posiadania większych uszu niż Dumbo latający słoń. Aż dziw, że nie odleciał w siną dal... Autorka ilustracji: Chantal Montellier |
Proces jest powieścią monotonną. Zdania są zazwyczaj tak długie, że pod koniec jednego zapominałam już o czym było poprzednie. Jednak myślę, że trudno tu narzekać na walory estetyczne, bo nie w nich tkwi wartość powieści Franza Kafki. Tutaj trzeba się skupiać nawet nie tyle na samej treści co na Przesłaniu. Absurdalny proces głównego bohatera, bogu ducha winnego Józia, jest tak pozbawiony sensu jak moda na przebieranie własnych psów w rajstopy i robienie im zdjęć. Spędziłam dobre dwadzieścia minut zastanawiając się za co oskarżony Józef K. został skazany na śmierć. Zawęziłam swoje teorie do trzech, oto one:
1) Józef K. jest najnudniejszym i najbardziej przeciętnym człowiekiem na świecie i łamie prawa natury, które nakazują ludziom posiadanie chociaż jednego znaku szczególnego/cechy wyróżniającej.
2) Penis Józefa K. posiada magiczne właściwości, które sprawiają, że każdą kobietę znajdującą się w odległości 10 metrów od wyżej wspomnianego narządu, nachodzi przemożna potrzeba odbycia stosunku seksualnego z posiadaczem owego magicznego penisa. (przykład: Elza, Panna Bürstner, praczka, Leni)
3) Józef K. porywał małe dzieci, mielił ich kości na chleb a z wnętrzności robił farsz na gołąbki.
Franz jednak nie raczył nas poinformować o winie Józefa K., co więcej, ku mojemu rozczarowaniu okazuje się, że najprawdopodobniej jego największą zbrodnią jest to, że jest niewinny. Aż chce się przytoczyć piosenkę z "Dzwonnika z Notre Dame": Jesteś niewinny tak wyrok brzmi, a to najgorsza jest z wiiiiin! (w moim życiu wszystko sprowadza się do Disneya). Zresztą, czy to ma jakieś znaczenie? Świat, w którym żyje Józef K. jest zupełnie szary. I to nie tylko z powodu braku jakichkolwiek kolorów, wprowadzających urozmaicenie i wyrywających z rutyny, ale też dlatego, że brak w nim czerni i bieli, tego dualizmu, który potrafi oddzielić prawdę od kłamstwa, dobro od zła, zbrodnię od kary, groch od kapusty.
Najlepsza ilustracja do "Procesu" na świecie. Ukazuje zawiłość, prędkość i przedmiotowość Wymiaru Sprawiedliwości. (albo autorka po prostu lubi ślimaki, w sumie nie wiem) link |
Moimi ulubionymi fragmentami są te w których wszystko zmienia się w labirynt, a Józef K. chodzi od Annasza do Kajfasza nie uzyskując żadnych przydatnych informacji. W tym miejscu bez żadnego konkretnego powodu chciałabym pozdrowić Panie z Dziekanatu. Naprawdę, te momenty, gdy widać, że cała ta Sądowa Machina to cyrk na kwadratowych kółkach napawa mnie jednocześnie radością i przygnębieniem. Szczególnie, że w głowie Józefa K. kształtuje się taka linia obrony- dotrzeć do osoby odpowiedzialnej za werdykt w mojej sprawie, postawić mu piwo, powiedzieć: "stary jestem niewinny", uniknąć więzienia, wrócić do bycia nudnym. Czyli sam z góry przekreśla istnienie prawa do sprawiedliwego procesu. Ale czy może istnieć coś takiego jak sprawiedliwy proces w świecie, gdzie ni z gruszki ni z pietruszki budzą cię rano, JEDZĄ TWOJE ŚNIADANIE (największa zbrodnia w całej książce), mówią ci, że jesteś oskarżony o Bóg wie co i przez Bóg wie kogo, po czym jak gdyby nigdy nic odsyłają cię do pracy? Autentycznie pomijając Syriusza Blacka (chwała mu i cześć) i bohatera następnego wpisu (zgaduj zgadula kogo) Józef K. jest postacią literacką z najmniej sprawiedliwym procesem. Gdyby nie to, że nie posiada żadnej ale to żadnej cechy osobowości byłoby mi go niemal szkoda.
To bardzo eleganckie krzesło jest pewnie metaforą. Ja jednak jestem zafiksowana na tym jak bardzo jest eleganckie. Chcę takie pod choinkę. I drugie z muszką i frakiem do kompletu. link |
W szkole nasłuchałam się mnóstwa interpretacji tej powieści, moje opracowanie informuje mnie nawet, że "Trudu interpretowania Procesu można oszczędzić sobie tylko w jeden sposób: nie czytając go" i, chociaż niestety nie dane było mi wybrać tej jakże kuszącej opcji życia w ignorancji, oszczędzę sobie wycieczek w krainę Coautormiałnamyślandii, bo dobrze wiem, że przewałkowano was tym na placek podczas zajęć z polskiego. Być może wielcy interpretatorzy mają rację i życie faktycznie jest procesem (swoją drogą, czy tylko ja jestem zachwycona, że proces może znaczyć proces ale również proces?). Ja tam wole myśleć, że życie jest jednak pudełkiem czekoladek. Może dlatego, że w tej drugiej wersji jedyną jego konsekwencją jest otyłość trzeciego stopnia. Lub też dlatego, że inaczej musiałabym przyjąć do wiadomości, że Józef K. dosłownie przegrał życie, a to jest już taki suchar, że aż skamielina i nawet ja nie jestem w stanie tego przetrawić.
Autorka ilustracji myśli chyba, że Józefa K skazano albo za brązowy kolor oczu albo za cyklopizm. link |
Zanim pójdę oglądać Dzwonnika z Notre Dame spać, kilka cytatów:
- Jeżeli namaluję tu jednego przy drugim wszystkich sędziów i pan będzie się przed tym płótnem bronił, więcej pan wskóra przed nim niż przed prawdziwym sądem.
- Z kłamstwa robi się istotę porządku świata.
- Pan jest aresztowany, pewnie, ale nie powinno to panu przeszkadzać w wykonywaniu zawodu. I nie powinno to również wpłynąć na codzienny tryb pańskiego życia
- Mieć taki proces, znaczy, już go przegrać
- Ale ja nie jestem winny (…) to omyłka. Jak może być człowiek w ogóle winny? Przecież wszyscy jesteśmy tu ludźmi, jeden jak drugi.
Żegnam,
również składająca się z jednej litery,
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz