Tytuł: Zabić Drozda
Rok wydania: 1960
Ilość stron: 421
Ambitna konstatacja na temat okładki mojej książki: Też miałam kiedyś ogrodniczki... tęsknie za nimi. |
Obiecałam wpis o kolejnym niesprawiedliwym procesie. Zapomniałam, że będzie to jednocześnie wpis na temat jednej z najpiękniejszych książek XX wieku. "Zabić Drozda" jest znanym tytułem, na tyle znanym, że przeniknął do powszechnej świadomości nawet w Polsce. Problem w tym, że my raczej kojarzymy ten tytuł z licznych amerykańskich filmów i seriali (szczególnie tych, których akcja rozgrywa się w liceum). Tam jest to literatura obowiązkowa. My jesteśmy zbyt zajęci czytaniem czterdziestej z rzędu książki Żeromskiego, aby chociaż o niej wspomnieć. I chociaż rozumiem dlaczego- tematyka tej książki na pierwszy rzut oka czytelnikowi z Europy może się wydać obca, dotyczy przecież problemów poniewolniczej tożsamości Południa Stanów. Jednak tak naprawdę ta powieść porusza tak wiele uniwersalnych tematów, że gdyby to ode mnie zależało to jej treść zostałaby wtłaczana uczniom choćby za pomocą pompy strażackiej. Tak bardzo kocham tę książkę.
Cykl: "Nie przeczytałem książki, więc narysuje tytuł" odcinek 3231 link |
Jednak jako, że w kwestii uczuć jestem troszkę opóźniona z mojej miłości zdałam sobie sprawę dopiero dzisiaj, gdy po jakimś czasie powróciłam do tej pozycji. Jasne, za pierwszym razem byłam zachwycona, czytałam ją w domu mojego dziadka, leżąc na starym tapczanie i zapisując komentarze na marginesie. I tak już wtedy uważałam, że to świetna książka, jednak dopiero teraz czytając ją ponownie zrozumiałam JAK świetna ona jest. Doznałam objawienia jak Cher w Clueless, gdy orientuje się, że Josh nie jest tylko jej przyjacielem (i synem jej byłej macochy) ale też miłością jej życia. Ja nie żartuje, ta książka jest ŚWIETNA. Jest tak świetna, że mam ochotę wytapetować nią sobie pokój. Jest tak świetna, że mam ochotę wytatuować sobie drozda na przedramieniu. Jest tak świetna, że mam ochotę postawić jej pomnik i odprawiać wokół niego tańce rytualne... no chyba już rozumiecie o co mi chodzi. Po prostu ta książka jest świ...atowej klasy.
i kolejny, 3232... (ktoś wie, czyja ona?) |
Dla tych, którzy nie czytali (i z jakiegoś powodu zamiast pochłaniać ten brylant literatury wolą czytać moje wypociny...) krótkie streszczenie fabuły: Akcja powieści rozgrywa się między 1933. a 1935. rokiem, główną bohaterką i zarazem narratorem powieści jest Jean Louise "Skaut" Finch, sześcioletnia dziewczynka, córka Atticusa Fincha, małomiasteczkowego prawnika. Skaut i jej cztery lata starszy brat Jeremy "Jem" Finch prowadzą mniej lub bardziej spokojne życie w niewielkiej miejscowości na południu USA. Powieść składa się z dwóch części, pierwsza traktuje o fascynacji jaką wzbudza u młodych Finchów ich sąsiad Boo Radley, osoba tajemnicza, która nigdy, ale to przenigdy nie opuszcza swojego domu, żywi się wiewiórkami, nocą wyje do księżyca i w losowych interwałach dźga członków rodziny nożyczkami (przynajmniej według dzieci Atticusa). Druga część powieści traktuje natomiast o niesprawiedliwym procesie o rasistowskim ... hm, nawet nie zabarwieniu a oczojebnej rasistowskiej barwie. Atticus podejmuje się obrony Toma Robinsona, Afroamerykanina oskarżonego o gwałt.Wszelkie dowody niezbicie świadczą, że do żadnego gwałtu nie doszło, jest to tak oczywiste, że widzi to siedmioletnia wtedy Skaut, widzi to jej brat, widzą to wszyscy. Jednak "sąd sądem a sprawiedliwość musi być po naszej stronie", więc z góry można założyć, że Tom z całej zabawy nie wyjdzie cało.
I to się nazywa rodzina. Autorko "Zapachu Cedru" do Ciebie mówię! |
Przytoczyłam wam w telegraficznym skrócie fabułę, jednak opisywać tylko dwa główne wątki w przypadku "Zabić Drozda" to jak uznać, że w przestrzeni barwnej RBG mamy tylko czerwony, niebieski i zielony. Harper Lee jakimś magicznym cudem (osobiście uważam, że dobiła targu z diabłem) udało się poruszyć takie tematy jak: rola współczucia i niewinności w życiu, relacje rodzinne, samotność, dorastanie, rola kobiety, odwaga cywilna i masę masę innych, nie waląc nas nimi baseballem po głowie. W dodatku wszystkie wyżej wymienione wątki tematyczne przeplata w tak zgrabny sposób, że książkę się czyta jednym ciągiem, zapominając o wyjmowaniu prania z pralki, piekących się ciastkach w piekarniku i nadchodzącym kolokwium.
Narracja jest jak dobrze naoliwiona maszyna, nic nie zgrzyta, nic nie przeskakuje, pruje do przodu jak lodołamacz. A co najlepsze ,narratorką jest dziecko, co sprawia, że czasami widzimy, że sam narrator nie do końca wie o co tak naprawdę chodzi. I prawidłowo, bo decyzje jakie podejmują ludzie w tej książce są czasami trudne do ogarnięcia nawet dla dorosłych. Ja nie jestem głupia (to znaczy jestem, ale nie aż tak) ja rozumiem, że mi jako osobie, która wychowała się w kraju, gdzie traumą kulturową jest raczej II wojna światowa, Oświęcim, czy choćby zabory, trudno jest w pełni zrozumieć pełną głębię tego co się tam dzieje. Tym bardziej jednak doceniam naiwność Skaut, wiem przecież, że chociaż czasem pojmowałam więcej niż ona i tak pojmowałam za mało. I nie ma znaczenia ile razy tę książkę przeczytam, nigdy nie dane mi będzie Zrozumieć. Niestety.
To już musi was przekonać: W pewnym momencie główna bohaterka przebiera się za wędzoną wieprzowinę. WĘDZONĄ WIEPRZOWINĘ. i can't even. autorka: Laura Van Veen |
Póki co jednak z mojej nieskładnej próby napisania pieśni pochwalnej Książki Dnia, wyłania się obraz powieści podniosłej, traktującej o poważnych rzeczach i chociaż po części jest to nawet prawda, to jednak jednym z największych plusów całej książki jest lekkość jaką ona jest przepełniona. "Zabić Drozda" nie czyta się jak Wielkich Klasyków- zamiast patosu spotykamy się tutaj z ogromną dawką poczucia humoru. Mogę oficjalnie przyznać, że czasami rysowałam serduszka na marginesach, tak bardzo rozbawiły mnie żarciki wplecione w narracje. A sami bohaterowie są niezwykle, ale to niezwykle sympatyczni. Naprawdę nie wyobrażacie sobie jak bardzo byłam ukontentowana, gdy nie miałam przemożnej potrzeby wykreślenia głównego bohatera z jego własnej powieści. Skaut jest unikatem- inteligentna, wrażliwa, dowcipna, odważna, taka siedmioletnia Księżniczka Leia w ogrodniczkach, jej najlepszy przyjaciel Dill (postać wzorowana na CIEKAWOSTKA: najlepszym przyjacielu Harper Lee- autorze Śniadania u Tiffany'ego Trumanie Capote) to istota rozkosznie zanurzona w swoich mitomańskich wytworach, Atticus Finch jest chyba Ojcem Milenium i powinien zostać sklonowany, a Boo Radley... Boo Radley jest jeżeli o mnie chodzi bardziej uroczy niż jego "imienniczka" z Potworów i Spółki. Ogólnie wesoła ferajna, spoko ziomki i banda tak charakterna, że powinni zrobić o nich komiks.
czy wspominałam już o kostiumie Wędzonej Wieprzowiny??? link |
W tym miejscu chciałabym przeprosić na to, że ten wpis jest pewnie większym kołem fortuny randomowych myśli niż zwykle. Jest prawie piąta rano, jeszcze nie spałam, a pisanie pochwał jest tysiąc razy trudniejsze od pisania krytyk, więc chyba będę już powoli kończyć. Ach, a gdyby ktoś się zastanawiał skąd tytuł powieści i co on oznacza, nie powiem wam. Musicie przeczytać sami (albo użyć google, ale proszę wybierzcie bramkę numer jeden)
Komentarza brak, bo jaram się jak pochodnia tą ilustracją link |
Na zachętę, cytaty:
- Ludzie przy zdrowych zmysłach nigdy nie są dumni ze swoich talentów
- Odważny jest ten, kto wie, że przegra, zanim jeszcze rozpocznie walkę, lecz mimo to zaczyna i prowadzi ją do końca bez względu na wszystko.
- Zanim będę mógł żyć w zgodzie z innymi ludźmi, przede wszystkim muszę żyć w zgodzie z sobą samym. Jedyna rzecz, jaka nie podlega przegłosowaniu przez większość, to sumienie człowieka.
- Aż do chwili, gdy się przestraszyłam, że stracę tę umiejętność, nie kochałam czytania. Bo czy można kochać oddychanie?
- Ciocia
Alexandra była fanatyczką na punkcie mego stroju. Uważała, że nie ma dla
mnie nadziei: nigdy nie zostanę damą, jeśli nadal będę chodziła w
spodniach; gdy powiedziała, że nie umiem robić nic w sukience, odrzekła,
że nawet myśleć nie powinnam o robieniu czegokolwiek, co wymaga
spodni.
wasz ornitolog,
M.