Tytuł: Mały Książę
Rok wydania: 1943
Liczba stron: 68
Ta książka jest już ze mną naprawdę długo i wiele przeszła. Ale jeszcze się trzyma. |
Dzisiaj lekka zmiana klimatu. Zajęta wąchaniem choinki, tyciem i kupowaniem prezentów (głównie dla siebie oczywiście), postanowiłam przeczytać coś lekkiego i przyjemnego, a że Ulissesa dopiero dopadłam w księgarni, padło na "Małego Księcia".
chociaż jest to jedna z tych powieści, które wręcz TRZEBA czytać z oryginalnymi ilustracjami, nie byłabym sobą, gdybym nie poszukała alternatyw. link |
Mały Książę to taka powieść, którą zna każdy, czytali wszyscy, a cytują więcej niż wszyscy. Jeżeli należeliście, jak ja, do grona uroczych dziewczynek z perfumowanym pamiętnikiem zamykanym na kłódkę, gdzie wpisywały się przyjaciółki ze szkolnych lat (a raczej bądźmy szczerzy- ich mamy) to cytaty z Małego Księcia wisiały dumnie na każdej ze stron. To były te czasy, kiedy Róża faktycznie była różą, Lis lisem, a słowo metafora miało zbyt wiele sylab, żeby go zapamiętywać. I jeżeli mam być szczera to jest to chyba najlepszy okres na czytanie tej książki.Tak wiem, że tak naprawdę jest to książka dla dorosłych przebrana za bajkę, ale jednak najbardziej zapada w pamięć zanim nasze głowy zrobią się zbyt ciężkie od głębokich myśli.
dla odmiany nie mam nic "dowcipnego" do napisania link |
Nie ma sensu opisywać fabuły (dzięki ci Panie, strasznie tego nie lubię), więc mogę od razu przejść do swoich wymysłów. Mam sentymentalny stosunek do tej książki z wielu powodów. Jest to chyba jedyna książka jaką dostałam od mojego ojca. Miałam wtedy 10 lat i były moje urodziny. Pamiętam, że czytałam ją i wyłam na końcu jak bóbr raz po raz pytając mamy "Ale on nie umarł prawda?". Długo, długo nie było drugiej takiej powieści, której zakończenie wzbudziło we mnie podobną frustrację (chyba najbliżej było "Przeminęło z Wiatrem" przeczytane 5 lat później).
Moja reakcja na zakończenie powieści idealnie pokazuje jej największą zaletę, ta książka jest niesamowicie poruszająca. Nie da się nie interesować losem Małego Księcia i jego beznadziejnej miłości. Od samego początku, od randomowego pytania o baranka, ten blondynek chwyta nas za serce i nie puszcza. Jest tak nieziemsko uroczy (no pun intended), że chociaż nie rozumiemy, co tam siedzi w jego łepetynce, to jednak mamy serca w oczach.
Ta ilustracja jest tak traumatyzująca, że aż PTSD link |
Przyznam jednak, że odczytywanie ukrytych znaczeń, zdzieranie warstwy oczywistej, po to, aby odsłonić symboliczne znaczenie powieści nie do końca leży w mojej naturze. Naprawdę rozumiem wszystkie przenośnie, wiem o jakich prawdach piszę Antoine, ale jakoś nie wszystkie z nich do mnie przemawiają. Oczywiście, że rozpływam się, jak biedak zaczyna kumać, że okej może róż są tysiące, ale Moja Róża jest jedyna na świecie. Jest to zbyt romantyczne, żeby mogło mi się nie podobać. Lubię też jego podróże i spotkania z Latarnikiem, Pijakiem, Królem i innymi wybitnymi archetypami. Ale za żadne skarby nie potrafię się przekonać, do tego monologu lisa i koncepcji oswajania. Jasne Lis ma najlepsze hasła, te które cytuje się często i gęsto, ale jakoś tak strasznie irytuje mnie jego postać, że mam ochotę przerobić go na futro (o Jezu, właśnie zdałam sobie sprawę, że pójdę za to prosto do piekła). Najzwyczajniej w świecie jest dla mnie zbyt pretensjonalny. Zawsze był, nawet w dzieciństwie,to jego gadanie o wyczekiwaniu na kogoś z radością, wywołało u mnie przewracanie oczami omg, get a life will ya?!. Nie podoba mi się też ta koncepcja bycia odpowiedzialnym za osobę, którą się oswoiło. Serio wtf?! Odpowiedzialna to ja jestem tylko za siebie (a raczej za swoje porażki), ewentualnie za moje przyszłe potomstwo, ale jakoś go nigdzie nie widzę. I skoro już narzekam,nie podoba mi się również ta nader opiekuńcza wizja miłości. Może żadna ze mnie róża, raczej kaktus chyba, ale nie potrzebuję nikogo, aby mnie osłaniał od wiatru, tygrysów i baranków. Może dlatego, że jako kaktus mam więcej niż cztery kolce, baranki jadam z frytkami, a tygrysy widuję tylko na zdjęciach z Tajlandii. Sama postać Róży też jakoś nigdy nie wzbudzała u mnie ciepłych uczuć, była jakaś taka próżna i egoistyczna (wiem, wiem, że jej czyny znaczyły więcej niż słowa bla, bla, bla, ale opinię na jej temat wyrobiłam sobie w dzieciństwie i mam zamiar się jej trzymać)
Cofam poprzedni komentarz. TA ilustracja jest tak traumatyzująca, że aż PTSD. link |
Jednak summa summarum, koniec końców, uwielbiam tę książkę. Jest urokliwa, pełna nostalgii, ma niepowtarzalny klimat. Nie ma chyba drugiej takiej, która posiada tę samą wartość w dzieciństwie co w czasach dorosłości (O Boże jestem dorosła. Jak to się w ogóle stało?). W dodatku ma w sobie wystarczająco dużo paradoksów, ironii i absurdów, żebym była ukontentowana. Szczególnie cenię sobie początkowy fragment dotyczący rysunku boa/rysunku kapelusza, pewnie dlatego, że moje talenty artystyczne spotykały się (a w sumie to nadal się spotykają) z podobną reakcją. Lubię opis czyszczenia wulkanów, strach przed baobabami i motyw podróży międzyplanetarnych z użyciem ptaków. W przeciwieństwie do wywodów Lisa te koncepty rezonują z moją wrażliwością. Uwielbiam również ilustracje, które autor zamieścił w powieści. Mają w sobie tak wiele wdzięku i poczucia humoru! Jest to przykład ilustracji idealnych. Innymi słowy, chociaż w akapicie wyżej nieco sobie ponarzekałam, to kocham tę książkę z całym jej dobrodziejstwem inwentarza, z każdą wadą, z każdym zdaniem i z każdą metaforą. Taka ze mnie romantyczka.
Pff nic dziwnego, że nikogo nie oswoiłam. U mnie godzina czwarta oznacza, kwadrans po czwartej, czyli wpół do piątej. link |
- Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu
- Gdy się chce być dowcipnym, trzeba czasem skłamać.
- Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół.
- Ludzie z Twojej planety hodują pięć tysięcy róż w jednym ogrodzie… i nie znajdują w nich tego, czego szukają… A tymczasem to, czego szukają, może być ukryte w jednej róży.
- Jeśli kochasz kwiat, który znajduje się na jednej z gwiazd, jakże przyjemnie jest patrzeć w niebo. Wszystkie gwiazdy są ukwiecone…
M(ała księżniczka)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz