niedziela, 7 grudnia 2014

Sezon na Króliki, czyli Książka Numer Dwiadzieścia Jeden i Książka Numer Dwadzieścia Dwa


Tytuł: Alicja w Krainie Czarów
Autor: Lewis Carroll
Rok wydania: 1865
Liczba stron: 173

Tytuł: Po drugiej stronie lustra
Autor: Lewis Carroll
Rok wydania: 1871
Liczba stron: 192
Mój Mikołajkowy prezent taki fajny. Taki czerwony

Wczoraj były Mikołajki, więc sprezentowałam sobie... kolejne książki. I czekoladę, w końcu nie samym chlebem człowiek żyje. Spędziłam więc miły wieczór słuchając instrumentalnych wersji piosenek Disneya i czytając jedną z moich ukochanych książek - "Alicję w Krainie Czarów".
Niewiele jest książek, do których stworzono więcej ilustracji
niż do "Alicji...". To jedna z moich ulubionych.
link
Literatura dziecięca to taki zabawny gatunek, który nie do końca znaczy, to co powinien. Do literatury dziecięcej wrzucamy "Małego Księcia", którego potem hardo cytujemy przy pierwszej, trzeciej a czasem i czternastej WIELKIEJ MIŁOŚCI, obok niego stawiamy też brutalne baśnie Braci Grimm i równie wstrząsające, jakby im się bliżej przyjrzeć Małą Syrenkę i Dziewczynkę z Zapałkami. Po dłuższym rozważaniu "Piotruś Pan" też nie jest taką szalenie lekką i przyjemną opowiastką. Bo czy Zagubieni Chłopcy to naprawdę tylko dzieci, które nie chciały dorosnąć? A może tak naprawdę po prostu zmarły zanim wkroczyły w okres dojrzewania? I nie zapominajmy, że główny bohater jest egoistycznym, obcinającym dłonie sadystą. (Ale spoko, ja też wierzę we wróżki i tak dalej). Te przykłady i pewnie wiele innych, które nie przychodzą mi w tym momencie do mojej ignoranckiej łepetyny świadczą o tym, że tak naprawdę literatura dziecięca jest jak worek, do którego łatwo coś wrzucić, bo ma kolorową okładkę i protagonistę w okresie wczesnoszkolnym. Podobnie jest chyba z "Alicją w Krainie Czarów". Nie mówię, że nie jest to książka, którą należy chować przed naszym podjadającym ciastolinę potomstwem, wręcz przeciwnie, jeśli jakaś plaga egipska ześle na mnie M. wersję poprawioną, to mam hardy zamiar katować ją Lewisem Carrollem, aż będzie w stanie go recytować od przodu, od tyłu, co drugie słowo i omijając wyrazy kończące się na a. Ale jednocześnie mam też w planach  a) sama delektować się bez żadnego zażenowania zarówno tą powieścią jak i innymi jej pokroju i b) karmić wyżej wspomnianą M2.0 Vonnegutem, Murakamim czy Douglasem Adamsem od lat najmłodszych. Bo jeśli dzieci mogą oglądać śmierć w Królu Lwie, to równie dobrze można im przeczytać "Folwark Zwierzęcy", który jest przecież o zwierzątkach. 
Wszyscy wiemy, że im w tym przypadku im dziwniej tym lepiej.
("Psychodela, psychodeliczny styl")
link
Jednak jak to zwykle u mnie bywa zbytnio oddaliłam się od tematu jakim są dzisiejsze Książki Dnia, czyli obie powieści Carrolla dotyczące przygód Alicji. Trudno mi jednak pisać o czymś co jest znane niemalże każdemu. Nie da opisać się tego, co znają wszyscy i mieć rację. Z książkami powszechnie znanymi jak z kolorami- każdy widzi je inaczej. Mogę więc jedynie wspomnieć, czym dla mnie jest Alicja i jej przygody.
Po pierwsze jest ona źródłem ogromnej uciechy- monolog jaki dedykuje ona swoim stopom znam już praktycznie na pamięć. Nic tak mi nie poprawia humoru jak te typowo dziecięce rozkminy, które główna bohaterka prowadzi z samą sobą i wszystkimi wokoło. Nie ma się co oszukiwać "Alicja w Krainie Czarów" jest najzwyczajniej w świecie źródłem fantastycznej rozrywki. Szczególnie w zimowy wieczór, gdy żywego ducha nie ma w mieszkaniu (mojego niewidzialnego kota Pafnucego nie liczę).
czasami jest nawet mocno creepy.
link
Po drugie jest to obiekt mojego wieczystego uwielbienia. Lewis Carroll lubował się w tym, w czym i ja się bardzo lubuję (i nie, nie mam tu na myśli małych dziewczynek). Chodzi mi o gry słowne. Jasne, połowa z nich umarła śmiercią męczeńską w tłumaczeniu (które i tak jest bardzo zgrabne, po prostu niektóre żarty są nieprzetłumaczalne i już). Jednak nawet proces translacji nie był w stanie wyplenić dużej dawki humoru jaka płynie z profesjonalnej żonglerki słowami. Absurdy gramatyki, idiomów, homonimów i innych smaczków językowych błyszczą w powieści jak diamenty w piosence Rihanny.
Tutaj Alicja ma chyba anoreksję, ale spoko.
link

Po trzecie (lub też Tertio dla tych bardziej pretensjonalnych) "Alicja..." to kolejny przykład powieści idealnej. A przynajmniej idealnej dla mnie. Jest w niej tyle cudownej, zabawnej groteski, że śmiało mogłabym wyciąć połowę, obdarzyć nią hojnie książki mniej bogate w tej kwestii (na Pana patrzę Panie Żeromski) a nadal byłoby jej w bród (ciekawe skąd wziął się ten związek frazeologiczny w bród...). Prócz groteski mamy jeszcze sytuacje absurdalne, masę dość specyficznego humoru i konwersacje, które tak bardzo nie mają sensu, że chciałabym, aby wszyscy tak między sobą rozmawiali. Może nie byłoby mniej kłótni, ale przynajmniej miałabym radochę przysłuchując się im.
A tutaj powiew klasyki i mój ukochany
ilustrator dzieciństwa Arthur Rackham.

Muszę szczerze przyznać, że kompletnie nie wiem jak tę książkę "sprzedać". Wydaje mi się, że wszyscy ją uwielbiają. Kto może nie lubić książki, gdzie z dzieci wyrastają świnki, od jedzenia się maleje, a nie tyje, w krokieta gra się jeżami i flamingami, a koty potrafią się robić niewidzialne (to znaczy mój już potrafi, ale to chyba wyjątek na skali światowej)? Jeśli nawet to nie powaliło was na kolana, to odsyłam do rozdziału, gdzie Szalony Kapelusznik opowiada o Czasie i o tym, że wcześniej mógł go naginać jak mu się podobało, ale dobre czasy (no pun intended) się skończyły, bo Czas się na niego obraził i teraz stoi w miejscu zmuszając Kapelusznika i jego ziomków do permanentnego wtryniania podwieczorku (ja to bym nie narzekała, ale to chyba tylko ja). Autentycznie wydaje mi się, że na tej książce opierał się Einstein tworząc swoją teorię względności (true story).
Wątpię, żeby ta Alicja miała siedem lat, no ale...
inwencja twórcza i te sprawy.
link
Drugi tom przygód Alicji "Po drugiej stronie lustra" kieruje się jedyną słuszną zasadą sequeli, mianowicie BARDZIEJ i WIĘCEJ. Jest więc więcej absurdu i gier słownych, więcej szalonych wierszyków, bardziej pokręcone postaci, bardziej randomowe sytuacje i tak dalej. Jednak pomimo uwielbienia dla Twidlitu i Twilditam oraz kilku innych uroczych stworzeń (jest jednorożec. jest jednorożec) swoje serce oddałam pierwszej części, która jest mniej schematyczna i bardziej świeża. Co nie znaczy, że druga jest zła, gdzie tam, jest tysiąckroć lepsza niż większość książek jakie kazano mi czytać w podstawówce, gimnazjum a nawet liceum (Tak Panie Żeromski, ja znowu o Panu). A nawet jeśli sama książka byłaby słaba (a jak przypominam, nie jest) to przecież jest w niej "Jabberwocky", uważany przez wielu za najlepszy przykład wiersza absurdalnego (i chyba jedno z największych wyzwań tłumaczy, my Polacy doczekaliśmy się min. Dziaberlida, Dżabbersmoka, Żabrołaka, Dziwolęku, czy Dżabrokłapa). Polecam przeczytać sam wiersz w oryginalnej wersji językowej i wszystkie próby jego translacji, zabawa dla całej rodziny na długie, długie godziny.
wszyscy wiemy, że Alicja jadła grzybki,
a gąsienica coś paliła.
("psychodela, psychodeliczny styl")
link
Nie wiem, czy wypada mi tak zachwycać się "książką dla dzieci", pewnie nie. Tak samo jak nie wypada mi oglądać bajek Disneya, spać z pluszowym misiem i wierzyć w jednorożce. Ale jeśli mam być szczera to w kwestii wypadania raczej martwią mnie zęby i staw biodrowy niż wyżej wymienione.

A to akurat moja własna wariacja na temat, więc linku brak.
Kończę cytatami:
Z "Alicji w Krainie Czarów":
  • W tym właśnie sęk, że Czas nie znosi, aby go zabijano. Gdybyś była z nim w dobrych stosunkach zrobiłby dla Ciebie z twoim zegarem wszystko, co byś tylko chciała.
  •  Mój Boże, jakie wszystko jest dzisiaj dziwne. A wczoraj jeszcze żyło się zupełnie normalnie. Czy aby nocą nie zmieniono mnie w kogoś innego? Bo, prawdę mówiąc, czuję się jakoś inaczej. Ale jeśli nie jestem sobą, to w takim razie kim jestem
  • Widziałam już koty bez uśmiechu – pomyślała Alicja – ale uśmiech bez kota widzę po raz pierwszy w życiu. To doprawdy nadzwyczajne!
Z "Po drugiej stronie lustra":
  • Kiedy ja używam jakiegoś słowa - oświadczył dumnie Humpty Dumpty - znaczy ono dokładnie to, co ja mam na myśli. Ni mniej, ni więcej.
  •  Czy słyszysz śnieg na szybach, Kiciu? Jaki to miły i miękki dźwięk! Jak gdyby ktoś obcałowywał całe okna od zewnątrz. Ciekawa jestem, czy śnieg kocha drzewa i pola, jeżeli całuje je miękko białą kołderką i może mówi im: „Uśnijcie, najmilsze, śpijcie, póki nie powróci lato”.
Pozdrowienia z Krainy Czarów,
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz