Tytuł: Z dala od zgiełku
Rok wydania:1874
Liczba stron: 476
Filmowa okładka lepsza od żadnej. Plus tym razem nie ma Keiry, ciekawa odmiana. |
Aktualnie w kinach można obejrzeć film "Z dala od zgiełku" z właścicielką najbardziej uroczego uśmiechu na świecie Carey Mulligan w roli głównej. Jako, że mam w planach wybranie się na najbliższy seans, postanowiłam wpierw przeczytać książkę na podstawie której ów film zrealizowano. Coś w mojej głowie (intuicja albo omamy słuchowe) podpowiadało mi, że ta książka przypadnie mi do gustu. W końcu na trailerze widziałam a)owce b)kobietę odrzucającą zaręczyny oraz c)przystojnych mężczyzn, czyli trzy z moich ulubionych rzeczy (nie było pączków i jednorożców, ale cóż, nie można mieć wszystkiego).
W książce jest dużo rozmów, koni i ludzi chodzących o lasce. (Nie dlatego, że są jak House, tylko taka była moda) |
Jeśli chodzi o książkę, to sama fabuła nie jest trudna do wytłumaczenia. Mamy główną bohaterkę Betsabę Everdeen, która dziedziczy po zmarłym wuju farmę i zwalniając ekonoma postanawia wszystkim zarządzać sama. Niestety, ten prawie feministyczny wybryk jest tylko preludium do wydarzeń właściwych. Wydarzeń, które przypominają trochę Randkę w Ciemno, a trochę mój absolutnie ulubiony program "Rolnik szuka żony". Podobieństwa są uderzające. O naszą główną bohaterkę stara się trzech zakochanych w niej kandydatów. Oto ich sylwetki:
Kandydat Numer Jeden: Gabriel Oak pasterz/farmer, biedny, średnio przystojny, ale bystry i ze złotym sercem. Zakochany w głównej bohaterce niemalże od pierwszego wejrzenia. Zainteresowania: owce i granie na flecie.
Kandydat Numer Dwa: Pan Boldwood, stary kawaler, który dotychczas nie zwracał na żadne kobiety uwagi. Dość bogaty. Zakochany w naszej bohaterce niemalże od pierwszego wejrzenia. Zainteresowania: jego farma i stalkowanie naszej głównej bohaterki.
Kandydat Numer Trzy: Frank Troy, przystojny i charyzmatyczny żołnierz. Podrywacz jakich mało. Zainteresowania: alkohol i hazard.
Jest też dużo owiec. Bardzo dużo owiec. link |
Tak wyglądają trzy bramki w które może strzelać nasza bohaterka, jednak co można powiedzieć o niej? Jaka jest ta cudowna kobieta, która bez żadnego problemu podbiła serca, nie jednego, nie dwóch, ale trzech wybitnych kandydatów? Po pierwsze i najważniejsze, jest piękna. Bohaterki tego typu książek zawsze są piękne. Betsaba jest tak piękna, że trzeba o tym pisać w każdym rozdziale. Jest też niesamowicie pewna siebie i nieco próżna. Ma silny charakter, jest odważna i niezależna. W pewnym momencie nawet ruga jednego ze swoich adoratorów, za to że wyznaje jej miłość po pierwszym spotkaniu.
Są też klify, wielkie rozmyślania i egzystencjalizm. |
Oczywiście możecie się domyślić z samego opisu postaci jak wszystko się potoczy- kto naszej bohaterce złamie serce, komu odbije na jej punkcie, z kim będzie na końcu. I moim zdaniem nie ma w tym nic złego. Cała przyjemność z czytania tej książki polega na kibicowaniu temu jednemu jedynemu właściwemu bohaterowi w jego próbach zdobycia wybranki swojego serca. Trochę jak oglądanie telenoweli. W sumie jak tak teraz myślę, to ta książka ma z telenowelą wiele wspólnego, włącznie z uczuciami-granatami (wybuchają po trzech sekundach), powłóczystymi spojrzeniami, niechcianymi ciążami, chorobami psychicznymi, morderstwami i uwaga klejnot w mydlanej koronie włącznie z pozorowaniem własnej śmierci. Tak, ta książka to worek atrakcji rodem z Trudnych Spraw i Esmeraldy.
Carey i jej uśmiechu tam nie ma, ale cóż od czego jest wyobraźnia? |
Muszę się jednak przyznać do wstydliwego sekretu. Ta powieść mi się podobała. Podobała mi się w ten sam sposób w jaki podoba mi się "Little Things" One Direction i "Szkoła Uczuć" z Mandy Moore. Chodzi mi o takie typowe guilty pleasure. Uwierzcie mi to, że tak strasznie wkręciłam się w przygody Betsaby sprawia, że chcę usypać wielki stos i spalić się na nim ze wstydu. Nie wiem o co chodzi. Nie wiem dlaczego jestem pod takim urokiem tej powieści. Czym mnie omamiła? Może chodzi o to, że przez większą część powieści Betsaba jest niesamowicie niezależna, odrzuca pomoc mężczyzn i stara radzić sobie sama. Może chodzi o to, że pomimo tego, że głupia miłość rozprzestrzenia się w tej książce jak dżuma, to jednak przynajmniej połowa bohaterów zachowuje się w granicach rozsądku... może... nie wiem, nie mam pojęcia. Czuję się jak wtedy, kiedy w pierwszej klasie gimnazjum usiłowałam wytłumaczyć moim przyjaciółkom, dlaczego podoba mi się chłopak, który nie posiadał prawie żadnych zalet.
Nie ma też Michaela Sheena i jego cudownej lekko siwiejącej brody... |
Nie chcę was okłamywać- to nie jest wybitna książka. To prawdopodobnie nie jest nawet dobra książka. Jest równie przewidywalna jak komedia romantyczna z Katherine Heigl i tak samo jak ona ambitna. Nie porusza trudnych tematów, nie bawi, nie uczy, chyba nawet nie wzrusza. Ot taka, zwykła obyczajowo-romantyczna, historyczna popłuczyna. Ale jednak tak bardzo mi się spodobała, że nie byłam w stanie jej odłożyć, chociaż byłam po dublecie w pracy, dziesięciu kilometrach biegu i godzinnym pilatesie. Szczypałam się w policzki, żeby nie zasnąć, zanim dowiem się czy żyli długo i szczęśliwie.
Ani Toma Sturridge'a i jego wąsa (Ale to chyba akurat dobrze) |
Jeśli chodzi o styl pisania pana Hardy'ego to mam pewne wątpliwości. Owszem, jest ładny, piękny nawet, ale w ten niesamowicie wymuszony sposób, który trąci fałszem. Czytając tę książkę wyobrażałam sobie autora, który siedział przy kominku i pisał: "Betsaba szła drogą", po czym kręcił nosem i wąsem (nie wiem, czy miał wąsa, ale widzę go z wąsem) i mówił: "za mało poetyckie" i zmieniał to zdanie na: Betsaba kroczyła spokojnie, ścieżką jasną jak pierwsze promienie słońca, stawiając stopa za stopą niczym młoda łania". To nie jest zdanie z książki, ale wiecie o co mi chodzi. I czasami te zdania wychodziły naprawdę ładnie, a czasami przekształcały się w pretensjonalne buble. Jednak byłam tak wkręcona w fabułę (tak w tę nieprzewidywalną, pełną zwrotów akcji fabułę, którą streściłam wcześniej), że przymykałam na te trefne zdania oko.
Nie ma też tego Pana, którego nazwiska nie pamiętam. Chociaż w sumie jeśli macie moje wydanie, to jest na okładce... |
Podsumowując- jeśli macie ochotę na dobry wieczór z ciepłą herbatą, lekką i przyjemną lekturą o tym, kto z kim i dlaczego w dziewiętnastowiecznej Anglii (serio dlaczego te wszystkie melodramaty zawsze rozgrywają się w dziewiętnastowiecznej Anglii?) to polecam Dzisiejszą Książkę Dnia. Może też wam się spodoba i będziecie w stanie mi wytłumaczyć, co jest w niej takiego wyjątkowego, że nie jestem w stanie napisać wpisu wypełnionego hejtem, jadem i złośliwościami. Wspomnę tylko, że jeden z bohaterów był tak okropnym szowinistą, że umieściłam go na liście Największych Literackich Przychlastów Wszechczasów zaraz obok Wertera. ("Ale on pod moją nieobecność wkradł się w twoje serce i obrabował mnie. (...) Przy pomocy bezczelnego łgarstwa ukradł mi twoje serce!" oraz "Sama pani twierdzi, że powinna mi wynagrodzić krzywdę, więc niech ją pani wynagrodzi wychodząc za mnie" wśród moich ulubionych cytatów tego Pana.)
Nie ma też Matthew Lewisa... ale jest w mojej głowie, więc jest też i tu) |
Czas na zgoła inne cytaty:
- Może Pan pocałować mnie w nóżkę, bo usta zachowuję dla bardziej odpowiedniego konkurenta.
- Często się zdarza, że przeciętny mężczyzna żeni się dlatego, że nie mógłby posiadać kobiety bez małżeństwa, przeciętne zaś kobiety godzą się oddać mężczyźnie tylko dlatego, że jest to warunkiem małżeństwa,
- Betsaba miała zbyt dużo rozsądku, by poddać się całkowicie swojej kobiecości, miała jednak zbyt dużo kobiecości, by móc kierować się rozsądkiem w sposób dla siebie korzystny,
- Trudno jest kobiecie wyrazić swe uczucia w słowach, które zapewne wymyślili mężczyźni dla określenia swych męskich uczuć.
Z dala od zgiełku pozdrawia was,
M.
Biorąc pod uwagę, że od książek romantyczno-obyczajowych dziewiętnastowiecznej Anglii jestem najdalsza, raczej mam małe szanse na przeczytanie. Ale cytaty są świetne. I zachowywanie rozsądku przez pół książki też.
OdpowiedzUsuńKrasnylud