sobota, 11 lipca 2015

O dwóch takich... czyli Książka Numer Pięćdziesiąt Jeden

Autor: John Steinbeck
Tytuł: Myszy i ludzie
Rok wydania: 1937
Liczba stron: 120
Nie wiem jak się buty mają do tej książki, ale ok. 
O niektórych książkach pisze mi się trudniej niż o innych. Są to książki dotykające takiego tematu, że mój naturalny sarkazm i wrodzone malkontenctwo muszą zostać zakneblowane. Nie przystoi o rzeczach poważnych pisać z przekąsem. Nie kiedy książka o nich traktująca jest Syriuszem na nocnym firmamencie literatury. 
Dzisiaj ilustracje są ładne,
co mnie cieszy niezmiernie.
link
Jak zwykle nie wiedziałam za co się zabieram. Jestem właśnie w trakcie lektury książki liczącej prawie tysiąc stron, więc uznałam, że mogę podskoczyć do księgarni po coś krótkiego, co pozwoli mi utrzymać częstotliwość wpisów. Wpadł mi w ręce klasyk. Klasyk, który widywałam regularnie na listach najlepszych książek, a o którym nie wiedziałam zupełnie nic. Patrząc na objętość książki uznałam, że pewnie czeka mnie łatwa i przyjemna lektura i wróciłam do domu.
Już po samych ilustracjach widać, że to nie jest nic milusiego.
A miało być o myszkach! Czuję się oszukana.
(Autor ilustracji Paul Buckley)

Kilka minut w świecie tej powieści i już wiedziałam, że się pomyliłam. Nie wydarzyło się jeszcze nic złego, nic przykrego, ale ja już, niczym Obi-Wan Kenobi, miałam złe przeczucia. Bardzo złe przeczucia. A to dlatego, że główni bohaterowie książki mieli marzenie. Myślę, że wszyscy dobrze wiemy, że posiadanie marzeń to grzech, za który spotyka ludzi największa kara. Ale może po kolei... 
Jak widać ilustracje nie tryskają optymizmem.
link
"Myszy i ludzie" to powieść o parze przyjaciół- o George'u, niskim, sprytnym robotniku oraz o Lenniem, powolnym, gigancie z dość dużym opóźnieniem umysłowym (przez dość duże mam na myśli opóźnienie większe niż u Forresta Gump, ale mniejsze niż u Hodora). Dwaj mężczyźni tułają się od jednego rancza do drugiego, w poszukiwaniu pracy. Jako, że akcja dzieje się w czasach Wielkiego Kryzysu wcale nie jest to takie proste zadanie. 
Ale przynajmniej są na nich zwierzątka.
Czasami nawet żywe...
link

Jednak nasi bohaterowie nie pracują dla samej przyjemności pracowania, oni mają marzenie (tu powinnam wkleić piosenkę z "Zaplątanych", ale obiecałam sobie, że to będzie poważny wpis). Ich marzeniem jest niewielki zagon ziemi, własny domek, jakieś warzywka, może krowa i koniecznie króliki. Dużo królików. Dlaczego chcą swoją farmę zapełnić długouchami? Otóż dlatego, że Lennie, ten poczciwy wielkolud, ma jeden mały, że tak to brzydko ujmę, fetysz. Lubi sobie pogłaskać. A to futerko myszki, a to szczeniaczka, a to króliczka. Niby nic z tym złego, ale jego ponadprzeciętna siła sprawia, że niczym Elwirka z Animków, zagłaskuje te zwierzątka na śmierć. (A ponoć nie można umrzeć od nadmiaru czułości).  Jednak Lennie kompletnie się nie poddaje i za każdym razem obiecuje sobie, że tym razem nic nie zepsuje, że zwierzątko przeżyje i że wszystko będzie dobrze. 
... A czasami nie
link

Pewnie trochę teraz przyspoilerzę, ale od momentu, gdy George opowiada Lenniemu o ich planach, wiedziałam, że ta książka pozbawiona będzie happyendu. W myśl powiedzenia: "chcesz rozbawić Boga, opowiedz mu o swoich planach", czekałam na okrutną ripostę w postaci katastrofy. Nic jej nie zapowiadało, wszystko toczyło się dobrze, ale ja nauczona latami "Gry o Tron" wiedziałam, że dobra tragedia to taka, której nie poprzedzają żadne znaki ostrzegawcze. I im bliżej było ziszczenia się ich planów (oraz końca książki), tym bardziej czułam posmak nieszczęścia na języku. Co nie zmienia faktu, że zakończenie lekko mną zagruchotało i wypełniło mnie smutną pustką. Albo pustym smutkiem w sumie nie wiem.
Jednak wolę jak są żywe.
link

Mogłabym się rozpisywać o warstwie literackiej, która jest na naprawdę dobrym poziomie. Mogłabym pisać o tym, że jest to arcydzieło. Nie będę jednak tego robić, Podkreślę jedynie, że dawno nie przeczytałam książki o tak pięknej i bezwarunkowej przyjaźni. O dwójce ludzi, którzy chociaż dostali naprawdę parszywe karty, nadal usiłują wygrać rozdanie. Takie książki sprawiają, że wpadam w niepodobną sobie zadumę, którą okraszam smutnym głosem Boba Dylana i wyjadaniem płatków z kartonu.
Innymi słowy- jeśli macie kilka godzin wolnego na czytanie książki i jeszcze kilka następnych na rozkminy na temat życia, polecam dzisiejszą Książkę Dnia. Jeśli chcecie coś przyjemnego i zabawnego, to ani myszy, ani tym bardziej ludzie nie są dla was. 
lub jak nie ma ich w ogóle
link

Kończę cytatami:
  • Książki są psa warte. Człowiek musi mieć kogoś bliskiego. Dostaje fioła jak nikogo nie ma. (...) Nieważne kim jest ten drugi człowiek, byle tylko był. (...) Mówię ci, człowiek z tej samotności może się rozchorować!
  • My mamy przyszłość. Mamy do kogo otworzyć gębę. Mamy kogoś, kto się choć trochę nami przejmuje. Ja mam ciebie, a ty masz mnie.
Myszo-ludzko pozdrawiam,
M.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz