sobota, 24 stycznia 2015

Bo z miłością jak z ogniem, czyli Książka Trzydziesta Piąta

Autor: Laura Esquivel
Tytuł: Przepiórki w płatkach róży
Rok wydania: 1992
Liczba stron: 236
"Klub książki Doroty Wellman" powinien być
wystarczającym ostrzeżeniem.
Nie był.
Ja i literatura latynoamerykańska chyba nigdy nie zostaniemy przyjaciółmi. I to nie z braku dobrej woli, przynajmniej z mojej strony, gdyż Bóg mi świadkiem, że naprawdę dokładam starań, aby nasze relacje oparte były na wzajemnym szacunku. Niestety za każdym razem spotykam się z rozczarowaniem. Tym razem jego źródłem była powieść pod wdzięcznym tytułem "Przepiórki w płatkach róży".
Nie mam pojęcia jak książka o jedzeniu
może być tak bardzo
niestrawna.
link
Opis książki jak zwykle mnie oszukał. Głosił bowiem, że powieść łączy w sobie miłość romantyczną oraz miłość do jedzenia. Wiedziałam, że to zbyt piękne, żeby było prawdziwe- książka łącząca w sobie masę żarcia i gorące sceny miłosne, to wręcz porno dla umysłu, a wszyscy wiemy, że w Biblii pornosów nie znajdziemy. Jednak z jakiegoś powodu nadal miałam nadzieję, że zakończę przygodę z tą powieścią głodna, ale ukontentowana. Niestety tylko pierwsza część się sprawdziła.
W tej powieści bohaterka robi trzy rzeczy:
1)gotuje
2)myśli o seksie
3)płacze
Powieść zaczęła się dobrze- mamy główną bohaterkę- Titę, której główną pasją w życiu jest gotowanie. Tita ma dwie starsze siostry- Rosaurę i Getrudis. Ma też matkę "Mamę Elenę", pomiot szatana. Jako najmłodsza z córek Tita nie ma prawa wziąć ślubu, gdyż ma dostąpić zaszczytu zajmowania się matką, aż do jej śmierci. Tak właśnie tak, od urodzenia biedna dziewczyna jest skazana na staropanieństwo i usługiwanie cierpkiej jak cytryna, gorzkiej jak żale i toksycznej jak facet z piosenki Britney Spears matce. Ogólnie biedna Tita traktowana jest jak Kopciuszek i niestety żadna dobra wróżka nie wkracza w jej życie z Bibbidi Bobbidi Boo na ustach i dyniową karocą za pazuchą. Zamiast tego w życiu naszej protagonistki pojawia się... (uwaga!) MĘŻCZYZNA! Tak właśnie, szesnastoletnia Tita poznaje i zakochuje się od pierwszego wejrzenia w niejakim Pedrze. I przez od pierwszego wejrzenia mam na myśli od PIERWSZEGO wejrzenia. Tita przyłapuje naszego dżolero jak ją obczaja i nagle poczuła i to jest autentyczny cytat z powieści: "co musi czuć ciasto na pączki, kiedy wrzuca się je do rozgrzanego tłuszczu". Cudowna metafora prawda? Jak to dobrze wiedzieć, że jak człowiek się zakochuje to robi mu się gorąco do tego stopnia, że sprawdza, czy przypadkiem nie wyskoczyły mu pęcherze na ciele (tak przynajmniej zachowywała się Tita). Co więcej, nasz amant Pedro z marszu wyznaje jej miłość, liczy na rewanż, a gdy Tita (której mózg jeszcze pracował, choć wstrząsały już nim przedśmiertne konwulsje) poprosiła o chwilę czasu, usłyszała, że "Nad miłością nie należy się namyślać albo jest albo jej nie ma". Czyli jak widać mamy tu mój ulubiony schemat literacki miłości GŁUPIEJ i NATYCHMIASTOWEJ (o której już pisałam przy: "Miłości w czasach zarazy"- książce numer osiem, "Zapachu cedru"- Książce numer szesnaście i "Cierpieniach Młodego Wertera"- Książce numer piętnaście).
Mniej więcej tyle energii i entuzjazmu
ma w sobie główna bohaterka przez
90% czasu.
link
Oczywiście Pedro szybko oświadcza się swojej wybrance, ale jej matka mówi ostro "liberum veto" i opycha chłoptasiowi swoją najstarszą córkę. Nasz romantyczny geniusz zgadza się, gdyż lepszy rydz niż nic i w tym momencie wszystko, jak możemy się domyślać, idzie w łeb na tysiąc różnych sposobów.
Szczerze mówiąc, żaden z przepisów
nie zagnał mnie do kuchni.
Szczególnie ten na zapałki.
Takie z fosforem.
link
To było wprowadzenie do miłosnej części książki, czas na żarcie. Każdy rozdział poprzedza lista składników, potrzebnych do przygotowania dania, które zostaje wplecione w fabułę tego właśnie rozdziału. Tutaj jednak wkrada nam się ten słynny realizm magiczny. Okazuje się bowiem, że potrawy naszej bohaterki mają magiczne właściwości. Przykład numer jeden: Piekąc tort weselny dla swojej siostry Tita była bardzo smutna. Efekt: wszyscy goście weselni, a również Panna Młoda dostali w efekcie chlustających wymiotów jak te z filmu "Druhny". Przykład numer dwa: Przygotowując tytułowe przepiórki w płatkach róży Tita miała straszną chcicę na swojego lubego. Efekt: Siostra Gertudris zalewa ogień pożądania, który usiłuje ugasić za pomocą prysznica, do którego udaje się nago (prysznic znajduje się na zewnątrz). Jej zapach kobiety opętanej żarem pożądania przebywa kilka kilometrów, dochodzi do jednego z żołnierzy stacjonujących obok, który w środku bitwy zawraca konia, pędzi w jej stronę, porywa ją i ochoczo rozdziewicza.
Zapomniałam dodać, że jak ktoś w tej powieści
płacze, to łzy leją się strumieniami
spływają po schodach i zalewają łazienki.
true story.
link
Nie, nie żartuję, to autentycznie są jedne z wydarzeń tej powieści. Swoją drogą żałuję, że to nie Gertrudis jest główną bohaterką przeklętych "Przepiórek". Jest bowiem jedyną postacią, której nie chciałam urwać głowy. I jedyną, która ma jakieś ciekawe przygody- na przykład trawiona gorączką seksualną zatrudnia się w burdelu, a potem, gdy jej się nudzi wstępuje do wojska, gdzie dostaje nawet tytuł generała, schodzi się ze swoim Pierwszym i ogólnie chyba żyje długo i szczęśliwie. Nie to co nasza Tita, nasza Tita musi cierpieć. Pociechę znajduje w gotowaniu i dzierganiu turbo kołdry małżeńskiej (kołdry, która pod koniec powieści przyjmuje powierzchnię 3 hektarów. Nie, nie żartuję). W pewnym momencie jej życie jest tak smutne, że prawie traci zmysły. Ratuje ją spoko doktorek, osoba rozsądna, dobra, inteligentna i oczywiście bardzo w niej zakochana. Doktorek (mający na imię John) wyrywa ją z objęć toksycznej matki, leczy ją z depresji i katatonii i ogólnie traktuje ją dobrze i z miłością. (To był ten moment powieści, kiedy nabrałam nadziei, że wszystko dobrze się skończy), nagle jednak umiera nawet ta stara pudernica Mama Elena i na scenie pojawia się znowu Pedro, który nie jest specjalnie zadowolony, że Tita nie spędza całego swojego życia na wzdychaniu do niego. I postanawia zmienić bieg wydarzeń rzucając się na główną bohaterkę w małym zamkniętym (przez niego) pomieszczeniu oczywiście pozbawiając ją przy tym dziewictwa. Idealna historia miłosna prawda? W dodatku, gdy nasza protagonistka próbuje z nim później porozmawiać zwraca się do niej z tymi słowami: "dlaczego nie przyjdzie pani do ciemnego pokoju? Tam możemy porozmawiać bez przeszkód. Już od dawna czekam na tę wizytę". Autentycznie, ten egoistyczny, zapatrzony w siebie ćwierćinteligent tak właśnie do niej powiedział. A ona z jakiegoś powodu nie wykastrowała go wtedy łyżką do sałaty (ja bym wykastrowała).
Uhm... bez komentarza.
link
Nie, jeszcze nie skończyłam narzekać. To nie jest bowiem koniec absurdów tej powieści. Kolejny? Z Rosaury, biednej żony Pedra zrobiono jakąś chorą karykaturę. Nagle biedaczka robi się wielka jak beczka, ma nieświeży oddech i permanentne gazy. W pewnym momencie w książce jest nawet napisane, że uwaga, "jest gruba i śmierdzi". A potem było jeszcze, jedynie gorzej, otóż (uwaga spoiler) Rosaura w końcu umiera na niedrożność jelit lub też jak to było opisane zapierdziała się na śmierć. Nie, nie jest to scena ze "Strasznego filmu" tylko z jednej z 1001. najlepszych książek. Błagam wytłumaczcie mi DLACZEGO. DLACZEGO ktoś uznał, że ta książka jest DOBRA?
Ilustracje coraz lepsze!
I nie to jeszcze nie wszystko. Pewnie nie powinnam wam tego pisać, ale kij tam, może dzięki temu NIE przeczytacie tej powieści. Na samym końcu tego literackiego arcydzieła, gdy po 22 latach od swojego pierwszego spotkania Tita i Pedro wreszcie mogą być ze sobą, dochodzi do tragedii. Otóż (spoiler, spoiler!) Pedro umiera podczas stosunku, a Tita nie mogąc znieść rozłąki także popełnia samobójstwo połykając kilkanaście zapałek, od których zapala nie tylko ona, ale i całe jej domostwo. Realizm magiczny? Raczej idiotyzm magiczny. A nawet to określenie jest obrazą dla słowa "magiczny". Słowo "magiczny" powinno pozwać autorkę tej powieści do sądu za zniesławienie.
Autentycznie coraz lepsze!
link
Myślę, że nie potrzebujcie podsumowania, żeby wywnioskować, że ta książka mi się nie za bardzo podobała. Nie pomógł też fakt, że styl pisania autorki jest prosty. I to nie prosty w stylu małej czarnej bardziej prosty w stylu "sukienka z prześcieradła". Naprawdę ciężko mi pisać tak negatywnie o książce, w której pokładałam wielkie nadzieję, ale co wam będę słodzić. Nie od tego jestem. Jednak pamiętajcie, że to tylko moja, subiektywna ocena dziewczyny, która się nie zna na niczym. 
Jest też film, ale jak zwykle
nie widziałam.

Na zakończenie kilka cudownie pretensjonalnych cytatów:
  • Ona wiedziała, poznała to na własnej skórze, jaką siłę może mieć płomień spojrzenia.
    Zdolny jest rozpalić nawet słońce. A więc, co by się stało, gdyby Gertrudis spojrzała na jakąś gwiazdę? Z pewnością energia wytworzona poprzez nie kończącą się przestrzeń i dosięgłaby swej wybranej gwiazdy. Te wielkie ciała astralne przetrwały miliony lat tylko dzięki temu, że bardzo uważają, by nie wchłonąć palących promieni, które kochankowie z całego świata wysyłają do nich każdej nocy. Inaczej ich wewnętrzna ciepłota rosłaby w takim tempie, że wybuch rozerwałby je na miliardy części. Dlatego gwiazdy każde to spojrzenie natychmiast odbijają na ziemię, jak w zabawie z lusterkiem. Z tego powodu tak bardzo lśnią w nocy. I stąd właśnie wzięła się nadzieja Tity, że jeśli potrafi odkryć wśród gwiazd na firmamencie tę jedną, na którą w tej chwili spogląda jej siostra, otrzyma choć trochę odbitego ciepła, którego tamta ma w nadmiarze.
  •  Znała powiedzenie "cierpka jak cytryna", właśnie tak cierpko i obco musiała czuc się cytryna, gdy ją nagle oderwano od drugiej, obok której tak długo rosła. Trudno było oczekiwac od niej bólu rozstania, jeśli nigdy z tą drugą nie mogła rozmawiac ani nawiązac żadnego kontaktu, i znała tylko jej zewnętrzną skórkę, nawet nie podejrzewając, że coś kryje się w środku.
  •  Każdy człowiek, żeby żyć, musi odkryć własne detonatory, gdyż proces spalania, który zachodzi w momencie zapalenia zapałki jest czynnikiem, który zasila energią naszą duszę. Innymi słowy, ten proces jest pokarmem duszy. Jeśli ktoś nie odkryje na czas własnych detonatorów, pudełko z zapałkami zamoknie i już nigdy żadnej nie będzie można zapalić. Wówczas dusza ucieka z naszego ciała, błądzi wśród nieprzeniknionych mgieł i sama na próżno szuka swego pokarmu nie wiedząc, że tylko to ciało, które porzuciła, bezbronne i wyziębione, może go jej dostarczyć.
Pozdrawiam,
trawiona głodem dobrej książki,
M.
p.s. tytuł wpisu inspirowany Edytą Bartosiewicz

1 komentarz:

  1. Prześwietna recenzja! Uśmiałam się jak nigdy ; ) Co lepsze, dawno temu czytałam tą książkę, ale pamiętam tylko, że były w niej przepisy na te dziwne potrawy. Moja pamięć zupełnie wyparła resztę absurdalnej treści.

    OdpowiedzUsuń