niedziela, 18 stycznia 2015

3,141592 czyli Książka Trzydziesta Trzecia

Autor: Yann Martel
Tytuł: Życie Pi
Rok wydania: 2001
Liczba stron: 399
Ta okładka będzie mnie nawiedzać w koszmarach
do końca życia.

Nie lubię książek o rozbitkach, bezludnych wyspach i dryfowaniu po oceanie. Jeżeli nie nazywasz się Tom Hanks i nie przedzierasz się przez błękitną toń z piłką do siatkówki o imieniu Wilson to nie jestem zainteresowana twoją historią. Dlatego dzisiejszą Książkę Dnia omijałam szerokim łukiem. Za każdym razem, gdy zabierałam moją współlokatorkę P. na buszowanie po księgarniach, "Życie Pi" prześladowało mnie swoją tygrysią okładką. Za każdym jednak razem oświadczałam, że prędzej kupię biografię Kim Kardashian niż tę powieść. Skończyło się na tym, że P. nie wytrzymała psychicznie i podarowała mi ją jako podarunek z okazji "Zamknij się i zacznij czytać". No więc zaczęłam.
W ilustracjach nie będzie wielkiej różnorodności tematycznej.
Większość będzie przedstawiała tygrysa, chłopca i łódkę.
W tej kolejności.
Link
Muszę przyznać, że początek czyta się zgrabnie. Przez początek mam na myśli te rozdziały, które nie dotyczą Bycia Rozbitkiem. Okej, łówny bohater gada dużo o wszystkich religiach jakie wyznaje (hinduizm, islam i chrześcijaństwo JEDNOCZEŚNIE! w końcu posiadanie jednej religii jest dla frajerów, prawda?), ale mówi też dość dużo o zwierzętach. A to dlatego, że jego rodzice posiadają ZOO. Właśnie te fragmenty dotyczące dobrodziejstwa inwentarzu podobały mi się najbardziej.  Lubię zwierzęta, mam nawet darmową przepustkę do naszego lokalnego zoo, gdzie od czasu do czasu badam kapucynki, koczkodany i szympansy. Z tego powodu rozdzialiki opowiadające o nosorożcach, kozach i słoniach rozbudziły moje nadzieje. Może ta książka wcale nie będzie taka zła, myślałam, zacierając ręce. Potem jednak nastąpiła KATASTROFA (dosłownie i w przenośni). Jak pewnie wiecie rodzice głównego bohatera postanawiają przeprowadzić się do Kanady, zwierzęta sprzedają do USA i jak NeoNoe zabierają to wszystko na statek. Statek, który niestety nie jest niezatapialną arką, a reinkarnacją Titanica. Innymi słowy wszystko i wszyscy idą na dno szybciej niż kariera Lady Gagi. Katastrofy cudem unika Pi oraz jego nowa wesoła kompania przypominająca połączenie bohaterów "Króla Lwa" i "Księgi Dżungli". Mamy więc orangutana, zebrę, tygrysa i hienę. A za kilka stron orangutana, tygrysa i hienę. W następnym rozdziale jedynie tygrysa i hienę. W połowie książki zostaje już tylko sam tygrys o wdzięcznym imieniu Richard Parker.
W wieku trzynastu lat moim największym
marzeniem było posiadanie tygrysa albinosa.
Teraz wystarczy mi pies.
(z wiekiem zmniejszają się oczekiwania)
link
W tym właśnie momencie książka staję się, przynajmniej dla mnie, śmiertelnie nudna. Bądźmy szczerzy ileż można czytać, o tym że ktoś jest głodny (ja to na przykład jestem zawsze). Albo, że dopada go choroba morska? Albo, że brakuje mu wody. Przysięgam, że gdyby wyciąć z tej powieści wszystkie zdania ze słowem woda, to ze stu rozdziałów zostałyby ze cztery. Może pięć. Więc jeśli będziecie czytać tę książkę przygotujcie się na powtarzane do znudzenia opisy pałaszowania ryb i żółwi. Picia deszczówki. Unikania tygrysa. Krótko mówiąc ziew, ziew, ziew i nuda. Przydałaby się jakaś katastrofa, aby ożywić tę fabułę. Ach nie, zapomniałam, ta już miała miejsce.
Jakoś nikomu nie przyszło do głowy
zilustrowanie wymiotów, o których czytałam
w co drugim rozdziale.
Ciekawe dlaczego.
ilustracja Polki
Wiem, jestem rudą marudą, jak zwykle zresztą, ale naprawdę tego dryfowania po wodzie jest o sto stron za dużo. W czytaniu nie pomaga też fakt, że w książce nie ma zbytnio dialogów. Ja wiem, biedaczysko Pi nie ma zbytnio z kim gadać, w końcu wszyscy inni pasażerowie statku śpią już z rybkami, ale przecież jest majestatyczny tygrys! Tom Hanks gadał z piłką, wydaje mi się, że tygrys jest równie sprawny w uskutecznianiu konwersacji co gumowy balon powleczony skórą. Krzyś z Kubusia Puchatka przecież nie miał oporów gadać do pasiastego kocura. Dżasmina z Aladyna też nie. Ale gdzie tam, nasz dzielny rozbitek jest ponad to. W dodatku pod koniec tej swojej iście Odysejskiej tułaczki doświadcza on tak zupełnie odrealnionych historii, że aż zasłaniałam oczy dłonią w geście zażenowania, jednocześnie czując chorą satysfakcję, że wreszcie zaczął bredzić!
A tu ktoś nie doczytał i myślał, że
ziomeczek płynął przez Morze Czerwone
link
Co do strony formalnej to niespecjalnie jest o czym pisać. Poprawna narracja, zgrabne zdania, ale nic co by wprawiło nas w ekstazę świętej Teresy. Da się czytać. Chociaż mi osobiście brakowało chociaż niewielkich fragmentów poczucia humoru. To chyba mój największy problem dotyczący tej powieści. Ona jest jak Kokoum- taka poważna! Mówi o wzniosłych rzeczach, o Bogu, o przetrwaniu, o prawdzie. Żadnych śmichów chichów, żarcików przy koszu, nic. Bardzo widać, że pan Autor chce nauczać, jednak chyba nikt mu nie powiedział, że najlepiej naucza się przez zabawę.
Nie dajcie się oszukać ilustracjom
To NAPRAWDĘ nie jest książka dla dzieci.
link
Na koniec jednak muszę chyba powiedzieć coś dość ważnego i nie wiem jak to zrobić... Nie chcę wam spoilerować, naprawdę nie chcę, a jednocześnie uważam, że powinnam. Bo "Życie Pi" jest przykładem takiej powieści, która przez 98 rozdziałów opowiada jedną historię, tylko po to, żeby zupełnie ją zniszczyć/zmienić/przekręcić w ostatnich dwóch rozdziałach. Tak, tuż przed zakończeniem mamy plot twist tysiąclecia. Nie powiem wam jaki, wiem, że to byłoby podłe z mojej strony. Jednak przygotujcie się. Każda opowieść ma dwie wersję. I zazwyczaj podoba nam się ta pierwsza. Choćby dlatego, że ma w sobie tygrysa.
Nie jest to też niestety powieść o romansie człowiek-tygrys

Czas na dość pretensjonalne cytaty:
  • My, ludzie pracujący w tym fachu, mawiamy, że najniebezpieczniejszym zwierzęciem w zoo jest człowiek
  •  Powodem, dla którego śmierć tak mocno trzyma się życia, nie jest biologiczna konieczność, lecz zawiść. Życie jest tak piękne, że śmierć się w nim zakochała zazdrosną, zaborczą miłością, która zagarnia wszystko, co się da. 
  •  Wybierać zwątpienie jako filozofię życia to tak, jak wybierać bezruch jako sposób przemieszczania się w przestrzeni. 
  •  Im niżej upadniesz, tym wyżej pragnie się wzbić twoja świadomość. 
Pozdrawiam,
M. (μ)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz