poniedziałek, 27 października 2014

Czeski film, czyli książka numer dwa

Autor: Milan Kundera
Tytuł: Nieznośna lekkość bytu
Rok wydania: 1984
Liczba stron: 380

Moja współlokatorka powiedziała, że książka z taką okładką
nie może być dobra. Zaopatrzyłam się więc w kawę.


Urodziłam się w Cieszynie, około 1,5 kilometra od czeskiej granicy. To powiedziawszy, nie mam bladego pojęcia o czeskiej kulturze- moja wiedza zaczyna i kończy się na Kreciku, Rumcajsie i czeskiej muzyce ludowej, której mój dziadek obsesyjnie słucha (ignorując moje utyskiwania i alergiczną niemalże reakcje). Innymi słowy, o czeskiej literaturze nie wiem nic prócz tego, że w czasie, kiedy naszym prezydentem był elektryk, głową ich państwa był poeta. Z powodu swojej niewiedzy tudzież ignorancji do najsłynniejszej współczesnej czeskiej powieści, którą znałam jedynie z tytułu, podeszłam z pewną rezerwą. Nie wiedziałam czego się spodziewać, więc przygotowałam się na wszystko. I wszystko zostało mi zaserwowane. Niekoniecznie jednak działa to na plus w przypadku powieści Kundery.

W książce dużo jest metafor. Autorzy ilustracji najbardziej jednak upodobali sobie melonik.
Bo melonik oczywiście jest metaforą. A metafory są ważne.

To jest moment w moim wpisie, w którym powinnam napisać, o czym jest dzisiejsza lektura dnia. Jednak mam z tym pewne problemy. Jednego jestem pewna- motywem przewodnim dzieła jest dualizm. To jest oczywiste nawet dla mnie, średnio bystrej żarówki. Ale prócz dualizmu? Hm... przeczytałam opis powieści zarówno w kobylastej biblii jak w wikibiblii i oba opisy nie dość, że się rozmijają, to jeszcze zupełnie nie przystają do tego jak ja, zwykła zjadaczka książek, odebrałam przesłanie całej książki. Dlatego, żeby nie wprowadzać w błąd postaram się napisać tylko to, co jest pewne:
  • Czas i miejsce akcji: Czechosłowacja, lata 60' XX wieku.
  • Główni bohaterowie: Tomasz (chirurg), Teresa (kelnerka, później fotoreporterka), Sabina (malarka), Franz (intelektualista akademicki), dualizm (wszechobecny, posuwający akcję do przodu, stanowiący główny konstrukt tworzenia narracji), Karenin (pies, najciekawsza postać całej książki).

Tomasz i Teresa- główni bohaterowie, OTP i te sprawy.
Ilustracja stąd

To tyle z pewniaków. Autor kwartet głównych bohaterów (a w szczególności duet bohaterów "główniejszych") stawia przed wyborami. Wyborami politycznymi, wyborami miłosnymi, wyborami codziennymi. Wyborów jest tam więcej niż lajków pod zdjęciami Kim Kardashian na instagramie. Jednak wracając do samej fabuły- wszystko zaczyna się od miłości (a jakże!) jaka rodzi się między Tomaszem a Teresą. Problem w tym, że Tomasz ma, delikatnie rzecz ujmując, pewne problemy z szeroko pojętą monogamią i wiernością. A Teresa ma nieco większe nawet problemy z problemami Tomasza. W ich związku ważną rolę odgrywa też Sabina, która później doczeka się własnego wątku, w który zgrabnie wpleciony zostanie Franz, którego głównymi przymiotami są inteligencja i bycie żonatym. Wyżej wymieni bohaterowie przez wszystkie karty powieści balansują zgrabnie między ciężkością żywota a tytułową LEKKOŚCIĄ BYTU, między duszą a ciałem, wolnością a zniewoleniem, miłością a seksem i mnóstwem różnorakich metafizycznych antonimów. Gdyby jednak było wam za mało tej gry podwójnym motywem, autor powieści serwuje nam większość wydarzeń zarówno z perspektywy osoby A jak i osoby B. Jest nawet osobny fragment powieści zwany Słownikiem, który tłumaczy co dane miejsce/pojęcie/rzecz znaczy dla osoby A a co dla osoby B. Pan Kundera najwyraźniej bardzo lubi łączyć w pary.


Jak już wspominałam, jak u Magritte'a-  melonik musi być.


Z powyższego opisu wydawać się może, że książka nie przypadła mi do gustu, przerosła mnie intelektualnie i była dla mnie niczym plaga egipska.  Nic z tych rzeczy, to po prostu moja złośliwa, zgorzkniała natura starej panny, podszeptuje słowa pełne jadu. Jeśli mam być szczera, to miejscami "Nieznośna lekkość bytu" była bardzo przyjemną lekturą. Niestety tylko miejscami. Warstwa jakościowa książki Kundery jest bowiem kolejnym wymiarem, w którym spotykamy się z moim ulubionym już Dualizmem.
W skrócie podobał mi się jej początek i jej koniec. Początek dlatego, że jeszcze nie przyzwyczaiłam się do konceptu, stylu i bohaterów Kundery, którzy przy pierwszym zetknięciu są całkiem interesujący. Koniec podobał mi się, gdyż traktował o psie. (Nie żartuje ostatni rozdział książki przypominał mi trochę ten film z Jennifer Aniston- Marley i ja, czy jakoś tak). Środkowe sto stron było mniejszą lub większą nudą, o czym świadczyć może fakt, że między stronami 149 a 269 nie podkreśliłam nawet jednego słowa. Także, jeśli nie w smak wam czytanie prawie 400. stron, możecie śmiało ominąć 100 środkowych. Albo przeczytać jedynie część o psie.

Ilustrator wiedział, co jest najlepszą częścią powieści.
Niestety nie wiem skąd pochodzi ta ilustracja, więc linka brak

Chyba znowu się troszkę zatraciłam w złośliwostkach. Prawdą jednak jest, że "Nieznośna lekkość bytu" trafiła na listę nie bez przypadku. Porusza ona wiele naprawdę interesujących wątków, mówi o roli przypadku w naszym życiu codzienno-miłosnym, o niepowtarzalności ludzkiego życia i o przemijaniu. Przemyślenia na te akurat tematy (w przeciwieństwie do DUALIZMU) naprawdę mi się podobały. I choćby dla nich warto tę powieść przeczytać.

Muszę rozczarować- w książce balonów brak,
 Autor okładki postanowił zilustrować tytuł a nie samą powieść.

Na marginesie- nie mogłam nie porównywać tej książki z NIEOBECNĄ w  kobylastej biblii "Grą w kasy" Cortazara. Z jakiegoś powodu strasznie mi się tę książki ze sobą kojarzą. Jestem jedyna?

Jest też ekranizacja. Osobiście nie widziałam,
ale gra Binoche i Day-Lewis, więc pewnie dobra.


A na koniec, zanim wrócę do słuchania nowego albumu Taylor Swift, cytaty:
  •  Coś, co stanie się raz, jak gdyby nie stało się nigdy. Jeśli człowiek ma prawo tylko do jednego życia, to jakby nie żył w ogóle.
  •  Nie konieczność, ale przypadek ma w sobie czar. Jeśli miłość ma być miłością niezapomnianą, od pierwszej chwili muszą się ku niej zlatywać przypadki jak ptaki na ramiona świętego Franciszka z Asyżu.
  • Metafory są rzeczą niebezpieczną. Z metaforami nie należy igrać. Miłość może się narodzić z jednej metafory.
  • Człowiek może zdradzić rodziców, męża, miłość, ojczyznę, ale kiedy nie ma już ani rodziców, ani męża, ani miłości, ani ojczyzny, co będzie zdradzać?
  • Czas pieska nie biegnie w linii prostej, nie posuwa się wciąż do przodu, od jednego zdarzenia do drugiego. Toczy się w kręgu podobnym do ruchu wskazówek zegara, które również nie biegną wariacko naprzód, ale kręcą się w kółko po cyferblacie, dzień po dniu powtarzając tę samą trasę.
Na shledanou!
M.

1 komentarz: