piątek, 13 lutego 2015

Buntownik z wyboru, czyli Ksiązka Numer Trzydzieści Osiem

Autor: J.D. Salinger
Tytuł: Buszujący w zbożu
Rok wydania: 1951
Liczba stron: 303
Lubimy minimalizm. Szczególnie żółty.

Dzisiejszą Książkę Dnia już kiedyś czytałam. Było to bodajże w cudownych, pachnących trądzikiem, czasach gimnazjalnych. Jednak muszę się przyznać, że niewiele zostało mi w głowie z mojego pierwszego kontaktu z tą powieścią- pamiętam skąd się wziął tytuł, pamiętam, że była akcja z prostytutką i pamiętam kolegę ze szkoły, który tak długo nie mył zębów, że były wręcz zielone. (Czyli jak widać wyłapałam najważniejsze rzeczy z lektury). Tym razem jednak zabrałam się do niej na spokojnie i bez uprzedzeneń. Dzięki temu, że nic prawie z niej nie pamiętałam, mogłam udawać, że czytam ją po raz pierwszy. I w sumie trochę tak było.
Ilustracje do tej książki w 99% będą
przedstawiały chłopaka w czerwonej czapce.
Nie da się nic innego zilustrować,
bo nic innego się w książce nie dzieje.
link
"Buszujący w zbożu" to książka w pewnych kręgach kultowa (na przykład w kręgach ludzi, którzy wyrastają na zamachowców). Wiele osób uważa ją za wybitną. Wiele osób uważa ją za swoją książkę. Wiele osób mówi, że zmieniła ich życie. Ja do tych ludzi nie należę. Nie rozumiem fenomenu tej powieści, czy ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć, co w niej jest takiego, że zapada w pamięć na długie długie lata? Albo co jest ze mną nie tak, że pewnie znowu zapomnę, o czym ona w ogóle jest. Czy ja mam jakieś deficyty pamięci? Książkowego Alzheimera???
Czasami zamiast chłopaka w czerwonej czapce,
ktoś zilustruje samą czapkę.
Można i tak.
Wróćmy jednak do meritum. Głównym bohaterem jest Holden Caulfield, zwykły nastolatek. Ten zwykły nastolatek, narrator całej powieści po raz kolejny zostaje wyrzucony ze szkoły. Nie chcąc wracać bezpośrednio do domu, postanawia przez kilka dni pobujać się po mieście, trwoniąc pieniądze i czas. Umawia się ze znajomymi, nocuje w hotelach, chodzi do kawiarni, pali papierosy. I tyle. Nic więcej w kwestii fabuły się nie dzieje. Autentycznie nic. Po prostu Holden siedzi i myśli. Bo Holden, o czym za chwilę wspomnę, ogólnie za dużo myśli. Ta książka (jak i sam Holden) cierpi na poważny deficyt wydarzeń i być może jeszcze poważniejszy nadmiar przemyśleń. Czasami czekałam, na jakiś zwrot akcji- ktoś kogoś zabije, ktoś okaże się umierający, ktoś dostanie supermocy, ale niestety musiałam się zadowolić tym, że kilka razy jakiś pieniacz przearanżował Holdenowi facjatę za pomocą pięści.
Na szczęście są też ilustratorzy, którzy nie idą na łatwiznę.
(Chociaż czapka jest)
link
Czas jednak zadać kluczowe pytanie. Kim więc jest ten cudowny główny bohater, który chwycił za serce miliony? Kim jest słynny buszujący w zbożu? Otóż jest to szesnastoletni chłopak, który zajmuje się a)rozkminianiem najdrobniejszych spraw b)narzekaniem na najdrobniejsze z rzeczy c)paleniem papierosów d)wylatywaniem ze szkoły e)piciem alkoholu f)okłamywaniem ludzi g)noszeniem głupiej czapki. Te sześć czynników stanowi kwintesencję Holdena Caulfielda. Jego nastrój waha się pomiędzy byciem przygnębionym z powodu jakiejś drobnostki a też byciem zachwyconym jakąś jeszcze większą drobnostką. Holden jest skrajnie wyalienowany i samotny, nikogo nie lubi, jednocześnie lubiąc po trochu wszystkich, łaknie towarzystwa tylko po to, aby za chwilę je odrzucić. Ogólnie chyba ma problem z tranzycją z dziecka w dorosłego, nie potrafi poradzić sobie z tym jaki jest świat, jacy są ludzie i jaki jest on sam. Innymi słowy Holden Caulfield jest zdrowo popaprany nawet jak na nastolatka.
Jednak najczęściej jest to jednak
chłopak w czerwonej czapce.
Mając czternaście lat nie rozumiałam problemów Holdena. Mając o dziesięć więcej nadal ich nie pojmuję. Ok czaję, chłopak nie lubi ludzi obłudnych, nie lubi komercji, nie lubi kabotynizmu. Ale Holden nie lubi też między innymi: kiedy się za nim krzyczy: „powodzenia”, jeżdżenia windą, słowa "szanowni", nie czuć, że się żegna i tysiąca innych bzdur, które dla większości z nas nie stanowią źródła emocjonalnych rozterek (nikt chyba jeszcze do was nie powiedział: wiesz stary nic mnie nie tak nie wkurza jak to oddychanie, wdech wydech i tak w kółko ileż można, nie?) Zastanawiać się więc można co ten marudny Holden lubi? Otóż najwyraźniej niewiele. Gdy jego młodsza siostra zadała mu dokładnie to samo pytanie, nie był w stanie wymienić chociaż jednej rzeczy (a mógł przecież wymienić fajki, wódkę i ładne laski). A gdy zapytała go o to, kogo lubi odpowiedź też nie była satysfakcjonująca. Okazało się bowiem, że Holden lubi jedynie swojego zmarłego na białaczkę brata oraz jednego znajomego ze szkoły, który popełnił samobójstwo skacząc z okna. Powiało optymizmem prawda? I właśnie taki jest nasz buszujący w zbożu, wiecznie niezadowolony, przekonany, że pozjadał wszystkie rozumy, gardzący wszystkimi i wszystkim, skłonny do głębokich rozkmin na każdy temat. Moim zdaniem jest też trochę pretensjonalny, ale mogą przemawiać przeze mnie uprzedzenia. Jest też strasznym hipokrytą, który łączy w sobie cechy osoby gardzącej zakłamaniem i osoby z chorobliwą wręcz mitomanią. Przyjemniaczek z niego, nie?
Chyba zacznę grać z tymi ilustracjami w "Gdzie jest Wally?"
Tylko zamiast Wally'ego będę szukać czerwonej czapki.
link
Ja oczywiście znowu, jak zwykle narzekam (niczym mój nowy idol Holden) i pewnie znowu wygląda na to, że znowu trafiłam na jakiś literacki przeciętniak. Niestety nie jest to do końca prawda, bo pomimo zastrzeżeń przyznałam jej w mojej głowie aż cztery gwiazdki (na pięć możliwych). I zastanawiam się trochę dlaczego? Czym ta książka sobie zasłużyła na jedną nadprogramową pięcioramienną gwiazdkę? Czy dodałam ją za styl narracji- lekki, przyjemny, pełen slangu, kolokwializmów, wulgaryzmów (czyli tak jak lubię). Czy może wbrew rozsądkowi polubiłam zbuntowanego Holdena, który na własne życzenie przegrywa życie? Może jego problemy, chociaż racjonalnie odległe od moich w jakiś dziwny sposób do mnie przemówiły? Nie wiem, nie mam pojęcia, książki ocenia się sercem nie umysłem, więc nie będę teraz rozkładać tego na czynniki pierwsze. Skoro czuję, że jest to książka powyżej przeciętnej, po co mam jej zaniżać średnią swoim trzy mniej?

Holden jego CZAPKA i słowo, którego używa najczęściej
link
I tutaj dochodzimy do małego paradoksu. Tak, przyznałam, że jest to dobra powieść. Tak, uważam nawet, że czytanie jej sprawiło mi przyjemność. Jednak nie wydaje mi się, żeby ta książka mi się podobała. W jednym z lepszych fragmentów powieści Holden dzieli książki na dwa rodzaje- takie, do których autorów chciałoby się zadzwonić i pogadać jak z kumplem i na takie, które nie skłaniają do przeprowadzenia podobnej rozmowy. Po przeczytaniu "Buszującego z zbożu" nie mam najmniejszej ochoty zadzwonić do Salingera (i to nie dlatego, że rozmowa z zaświatami pewnie sporo by mnie kosztowała). Po prostu odnoszę wrażenie, że autor tej powieści to pseudointelektualny, zarozumiały gbur. Taki protohipster, który gardzi popkulturą, nigdy nie jada pizzy, a od uśmiechu stroni, bo a nuż mu zdeformuje twarz. Na Liście jest jeszcze jedna jego powieść- Franny i Zooey, więc może po jej przeczytaniu zmienię zdanie. Jednak póki co, pan wybaczy Panie Salingerze, ale jednak wolę zadzwonić do J.K.Rowling (i zwymyślać ją za to, że zabiła Syriusza).

A tu ktoś zrobił z Holdena totalne emo.
Jestem na tak.
link
Na koniec tradycyjnie cytaty:
  • Jeżeli ktoś umarł, to jeszcze nie powód, żeby go przestać lubić, zwłaszcza jeżeli to był ktoś tysiąc razy sympatyczniejszy niż inne znajome osoby, które żyją. 
  •  Lepiej nigdy nikomu nic nie opowiadajcie. Bo jak opowiecie – zaczniecie tęsknić. 
  •  Może stanie się tak, że mając lat trzydzieści będziesz siedział gdzieś przy barze i z nienawiścią patrzał na każdego wchodzącego gościa, który sądząc z wyglądu, grywał w college’u w piłkę nożną. A może zdobędziesz tyle wykształcenia, żeby znienawidzić ludzi wyrażających się niegramatycznie. A może skończysz w jakimś biurze, gdzie będziesz rzucał spinaczami w najbliższą stenotypistkę. 
  •  Wystarczy pleść jakieś głupstwa, których nikt nie może zrozumieć, a ludzie zrobią wszystko, czego od nich zażądasz. 
  •  Sądzę, że wkrótce już – powiedział – będziesz musiał uświadomić sobie, dokąd chcesz dojść. A kiedy sobie uświadomisz, musisz natychmiast wyruszyć w drogę. Natychmiast. Nie wolno ci tracić ani chwili.
Pozdrawiam,
Buszująca w zbożu,
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz