niedziela, 24 maja 2015

Tam, gdzie nie ma już dróg, czyli Książka Czterdziesta Ósma

Autor: Italo Calvino
Tytuł: Niewidzialne Miasta
Rok wydania: 1972
Liczba stron: 129
Tu powinno być zdjęcie mojej książki,
ale zapomniałam je zrobić, a teraz
mnie nie ma w domu.

Najdłuższa dotychczasowa nieobecność. Nie mam słów, szkoda słów, słowa są na mnie obrażone. Wstydzę się sama za siebie. Marnuję czas, wiem o tym. Ale obiecuję poprawę. Świat jak kocha to poczeka, książki niestety nie.

Nie wiem, czy tę książkę da się zilustrować.
Ale można próbować.
link 

Dzisiejsza książka jest niesamowita. Tak niesamowita, że nawet nie za bardzo wiem jak o niej pisać. Pisać o tej książce jest równie łatwo jak matematycznie obliczać jakość obrazu Degasa, jak rzeźbić wzory fizyczne, jak zobaczyć ultrafiolet gołym okiem. Nie da się.

Gdybym miała czas i talent sama bym ilustrowała
link 
Kupiłam tę książkę, bo na jednym z fakultetów usłyszałam o jej autorze. Jak zwykle w księgarni wybrałam pierwszą z brzegu książkę na liście. Dopiero w domu zorientowałam się, że składa się praktycznie tylko i wyłącznie z opisów miast. I to w dodatku miast, które nie istnieją. Uwierzcie mi, w tym momencie miałam ochotę zbudować w moim mieszkaniu kominek, tylko po to, aby tę książkę w nim spalić. Nienawidzę opisów. Jeżeli są dłuższe od dziesięciu zdań po prostu je omijam, bez wyjątków i wyrzutów sumienia. Uważam, że paradoksalnie opisy zamiast dodawać odejmują, zamiast tworzyć niszczą. Jak więc miałam przeczytać książkę, której treść jest wypełniona nimi po brzegi? Byłam pewna, że świadomie wystawiam się na chińską torturę i że nie wyjdę z tego żywa. Na szczęście się myliłam. Myliłam się tak bardzo jak Klaudiusz Ptolemeusz lub dziewczyny, które wierzyły, że Zayn będzie w One Direction do końca trwania zespołu.



Żadna z ilustracji nie będzie tak dobra jak opis miasta.
Ta jednak jest blisko.
link 
Trudno będzie mi ubrać esencję tej książki w słowa, tak eteryczna i efemeryczna jest ona w swojej naturze. Główny bohater Marko Polo opowiada cesarzowi fikcyjnego imperium o miastach które zobaczył. Opisuje każde z nich w inny sposób, za każdym razem zwracając uwagę na coś innego. Opisów jest pięćdziesiąt pięć. I tyle. Jednak te kilkadziesiąt opisów miast zawiera w sobie cały wszechświat, całe uniwersum przemyśleń, filozoficznych rozważań, międzywierszowych znaczeń. Italo Calvino pisząc tę książkę nie był prozaikiem, a poetą. Kreował światy fantastyczne, pełne niedopowiedzeń, stał się architektem poezji. W "Grze w klasy" napisane jest, że Paryż jest metaforą. "Niewidzialne miasta" są całym atlasem takich metafor.

To jedna z tych książek, przez które
chcę spakować plecach i nigdy nie wrócić.
link 
 Każdy z opisów czyta się jak wiersz. Każde miasto jest inne, wyraziste, piękne nierealne. Są miasta mistyczne, miasta fantastyczne, miasta zbudowane na granicy jawy i snu, miasta zawieszone w próżni, w czasie, w przestrzeni. Są miasta których nie ma i takie których jest więcej niż jedno. Miasta wielkości kosmosu i ziarenka piasku. Innymi słowy, nie czytamy opisu Warszawy, Paryża, Koluszek, czytamy o miejscach bardziej magicznych niż Hogwart, Narnia i Śródziemie razem zebrane. Ja osobiście nie mogłam wyjść z podziwu, jak pięknie i obrazowo można pisać o kilku ulicach, bramie wjazdowej i wieży kościelnej. Urbanistyka nigdy nie wywołała u mnie gęsiej skórki i szybszego bicia serca. Do teraz.


Każde miasto jest inne.
Wszystkie miasta są takie same.
link 

Nie mówię, że jest to książka dla każdego. Absolutnie i totalnie nie jest. Ostrzegam- miejscami trąci ona Coelhoizmem, uderza w patetyczny ton, potrzeba do niej dużej cierpliwości, ale jest tak pięknie napisana, że nie zaważyło to na mojej miłości do niej. W końcu nic prócz klaty Chrisa Evansa i oczu Emmy Stone nie jest idealne.

Dawno szukanie ilustracji do wpisu
nie sprawiło mi takiej przyjemności.
link 

Nie jest to książka, którą się czyta szybko i przy jednym podejściu. Wymaga stałej aktywności intelektualnej i jest raczej jak tomik wierszy, jednego dnia przeczytasz trzy, innego dziewięć, a jeszcze innego nie będziesz wcale w nastroju, aby ją otwierać. Ale kiedy już otworzysz, zanurzysz się w zupełnie innym świecie, który pozwoli ci spojrzeć nawet na ten okropny szary chodnik i kontener na śmieci z inwektywami w sprayu w inny sposób. Italo Calvino pisze o miastach, jak lirycy piszą o kobietach, delikatnie, z miłością i iluzoryczną nastrojowością. Wrażenie potęguje to fakt, że wszystkie te magiczne krainy ochrzczone są kobiecymi imionami. I jak kobiety są wewnętrznie sprzeczne, temperametne, nieprzeniknione, a czasami totalnie popieprzone. Nie miałam pojęcia, że można tak pisać o czymkolwiek, a już szczególnie o miastach. Dlatego właśnie skomponowałam powyższą pieśń pochwalną i czekam z niecierpliwością, gdy znowu przyjdzie mi przeczytać jakieś dzieło włoskiego autora, którego książek na liście jest jeszcze garstka.


Ta książka to prawdziwa uczta dla wyobraźni.
link 

Kończę, jak to zwykle bywa cytatami i chyba pierwszy raz w historii tego bloga, żałuję, że nie mogę tu przepisać całej książki:
  • Obrazy pamięci zacierają się, skoro tylko zastygną w słowa - powiedział Polo. - Może boję się, że stracę od razu całą Wenecję, jeśli będę o niej mówił. A może, mówiąc o innych miastach, już ją stopniowo utraciłem 
  • Na próżno mój Chanie, próbowałbym ci opisać miasto Zahirę o wysokich basztach. Mógłbym powiedzieć, ile stopni liczą strome ulice układane w schody, jak są sklepione łuki podcieni i jakie blachy cynkowe pokrywają dachy; ale wiem, że byłoby to tak, jakbym ci nic nie powiedział. Nie z tego składa się miasto, lecz ze stosunków między wymiarami jego przestrzeni a wydarzeniami z jego przeszłości: między odległością latarni od bruku a kołyszącymi się stopami powieszonego samozwańca; sznurem przeciągniętym między latarnią i przeciwległą balustradą a festonami zdobiącymi trasę orszaku ślubnego królowej; wysokością tej balustrady skokiem cudzołożnicy, który przesadza ją o świcie; nachyleniem rynny a kotem, który posuwa się po niej, aby wśliznąć się przez to samo okno; linią ogona kanonierki, która wypływa niespodziewanie zza cypla, a kulą druzgocącą rynnę; dziurami w sieciach rybackich a trzema starcami siedzącymi na przystani zajętymi naprawą i opowiadającymi sobie po raz setny historię kanonierki samozwańca, o którym mówią, że był synem królowej, porzuconym właśnie tu, na przystani. 
  • Miasta jak sny, są zbudowane z pragnień i lęków, nawet jeśli wątek ich mowy jest utajony, zasady - absurdalne, perspektywy - złudne, a każda rzecz kryje w sobie inną. 


Z miasta niestety bardzo widzialnego żegnam,
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz