Tytuł: Pippi Pończoszanka
Rok wydania: 1945
Liczba stron: 149
dziwnie się kupuje książki dla dzieci... |
Wiem, znowu dopuściłam się grzechu zaniedbania, moje książki płaczą po kątach i domagają się uwagi, ale ostatnio mam trochę życiowej żonglerki i nie nadążam z podrzucaniem piłek. I pewnie dalej pozwalałabym im wszystkim spadać na głowę, ale z pomocą, jak zawsze, przyszła mi literatura dziecięca. Na Liście nie zostało jej już dużo, ale jedną pozycję zachowałam sobie na czarną godzinę i jako że ta najwyraźniej właśnie nadeszła, nie zawahałam się po nią sięgnąć. Także, dzisiejszy wpis zawdzięczamy odsieczy rudowłosej Szwedki.
I znów nie muszę się martwić o niedostatek ilustracji. |
Losy Pippi były mi mniej więcej znane z czasów dzieciństwa, mam gdzieś na półce domu nawet drugą lub trzecią (nie pamiętam dobrze) książkę z serii. Zresztą trudno przejść przez życie nie spotykając się z najsłynniejszym chyba wytworem szwedzkiej literatury. Jednak tę dzisiejszą czytałam po raz pierwszy, co dało mi możliwość spojrzenia na książkę, bądź co bądź dla młodszej gawiedzi, z perspektywy starej i zgorzkniałej istoty dorosłej.
Któż z nas w dzieciństwie nie chciał mieć własnego konia i małej małpki? A Pippi miała. |
Czytając tę książkę zastanawiałam się, co pomyślałabym o niej w czasach, gdy sztruksy były jeszcze super modne. I niestety nie byłam w stanie sobie odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, że inne przygody Pippi mnie nie poruszyły. Wiem, że nie byłam w stanie skończyć Dzieci z Bulerbyn. Wiem też jednak, że inna, dużo mniej znana książka Astrid- "Karlsson z dachu lata znów" była jedną z moich ukochanych książek czasów dziecięcych (a może i wszechczasów, kto wie). Nie mogę więc ustalić, czy podstawowa wersja mnie byłaby zachwycona przygodami Pończoszanki. Za to studencka wersja trochę jest.
Miała też rude włosy, o których marzyłam smętnie, przez cały okres dorastania. link |
Nie będę wam tutaj słodzić i polewać czekoladą- główna bohaterka książki działami na nerwy. Bywa nieokrzesana, uparta, kłamliwa, butna i niesforna. To taki typ dziecka, z którym wolałabym, żeby moje przyszłe młode się nie zadawały, pomimo że pamiętam, że w dzieciństwie sama otaczałam się takimi właśnie znajomumi.
Jako osoba bądź co bądź prawnie dorosła wiem jak bardzo kłopotliwa może być taka dziewczynka, ale jako osoba wciąż pamiętająca, co znaczy być dzieckiem, jestem oczarowana dziwacznością Pippi, która potrafi podnieść konia jedną ręką, kłamie zręczniej i częściej niż wszyscy nasi politycy razem wzięci i w dodatku potrafi świetnie piec, gotować i szyć. Pończoszanka to bohaterka tak nietuzinkowa, że trudno jest nie paść ofiarą jej tajemniczego czaru. W dodatku jest to dziecko niezwykle samotne, pozbawione matki i ojca, mieszkające samiuteńkie z małpką i koniem w dużej willi. Z jakiegoś powodu chwyciło mnie to za serce tak mocno, że nie byłam w stanie krzywo patrzeć na jej dzikie wybryki.
Jako osoba bądź co bądź prawnie dorosła wiem jak bardzo kłopotliwa może być taka dziewczynka, ale jako osoba wciąż pamiętająca, co znaczy być dzieckiem, jestem oczarowana dziwacznością Pippi, która potrafi podnieść konia jedną ręką, kłamie zręczniej i częściej niż wszyscy nasi politycy razem wzięci i w dodatku potrafi świetnie piec, gotować i szyć. Pończoszanka to bohaterka tak nietuzinkowa, że trudno jest nie paść ofiarą jej tajemniczego czaru. W dodatku jest to dziecko niezwykle samotne, pozbawione matki i ojca, mieszkające samiuteńkie z małpką i koniem w dużej willi. Z jakiegoś powodu chwyciło mnie to za serce tak mocno, że nie byłam w stanie krzywo patrzeć na jej dzikie wybryki.
Plus miała dwie różne pończochy i zwisała sobie z drzew do woli. (hasztag zazdrość) link |
Urok tej powieści, moim zdaniem tkwi w jej humorze. W absurdalnym, abstrakcyjnym, wolnym jak ptak humorze, który może niektórym przelecieć nad głową tak wysoko, że nawet go nie zauważą. Być może jest to humor wybitnie dziecięcy, taki który się zrzucamy niczym wąż skórę w momencie wejścia w dorosłość i który zakładamy ponownie właśnie w tych krótkich momentach regresji w stronę swojego dziecięcego ja. Bo trudno jest czytać książkę dla dzieci i nie czuć się znowu dzieckiem. Ja natychmiastowo chciałam zapleć swoje lisie włosy w dwie kitki, założyć pończochy i pójść szukać skarbów w dziuplach drzew (powstrzymał mnie jedynie fakt, że mieszkam w Warszawie i w dziuplach drzew mogę znaleźć jedynie potłuczone butelki po wódce). Książka Pani Astrid zaraża chęcią ignorowania głupich dorosłych i ich zasad, obowiązków i powinności. Po co pisać pracę zaliczeniową skoro można opychać się cukierkami i rysować po ścianach? (No ale nie każdy odziedziczył walizkę pełną złotych monet po ojcu marynarzu, więc chyba jednak odłożę te cukierki i wrócę do nauki).
zdecydowanie moja ulubiona ilustracja link |
Podsumowując, jeśli pada deszcz, stresujące czasy nadchodzą nieuchronnie jak zima w Winterfell, a nawał roboty staje się lawiną, proponuję wyjęcie Pippi z zakurzonej szafy i zanurzenie się w dzikich odmętach utraconego dzieciństwa. Uwierzcie mi, ono stęskniło się za wami równie mocno co wy za nim.
Jednak Pippi może mieć swoje złote monety, zwierzęta i niedopasowane pończochy, moją ulubioną rudą bohaterką książek dla dzieci zawsze będzie Ania z Zielonego Wzgórza (KTÓREJ O ZGROZO NIE MA NA LIŚCIE!!!) link |
- Coś podobnego! (...) To trzeba płacić za to że się patrzy?! A ja chodzę wszędzie i gapię się całymi dniami! Bóg raczy wiedzieć ile już pieniędzy przepatrzyłam!
- Zaśpiewajcie coś, a ja sobie przez ten czas trochę odpocznę (...) Zbyt wiele nauki może zaszkodzić najzdrowszemu.
- Nie wychodząc stąd, raczej trudno będzie wam znów tu przyjść
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz